Legia odzyskała tytuł po dwóch latach. Jubileusz 100-lecia powstania klubu uczciła szóstym w historii dubletem, bowiem na początku maja drużyna prowadzona przez rosyjskiego trenera Stanisława Czerczesowa zdobyła Puchar Polski. "Podwójną koronę" wcześniej legioniści wywalczyli w latach 1955-56, 1994-95 i 2013.

Reklama

Drugie miejsce Piasta jest jego najlepszym osiągnięciem w ekstraklasie; nigdy wcześniej zespół z Gliwic nie ukończył rozgrywek w czołowej trójce. Trzecie miejsce zajęło Zagłębie, które występowało jako beniaminek. Poprzednio klub z Lubina na podium znalazł się w 2007 roku, kiedy cieszył się z mistrzostwa kraju.

Przed ostatnią kolejką zespoły z Warszawy i Gliwic miały tyle samo punktów - 40. Legia jednak prowadziła w tabeli, gdyż zgodnie z regulaminem premiował ją większy dorobek po 30 kolejkach, czyli w zasadniczej części sezonu. Wystarczyło, że w niedzielę Legia osiągnie rezultat nie gorszy niż Piast i utrzyma pierwszą pozycję.

W Warszawie pierwszy gol padł w 14. minucie gry. Tomasz Jodłowiec uderzył z okolic linii pola karnego i choć strzał wydawał się niezbyt groźny, to piłka odbiła się od nogi Jakuba Czerwińskiego i kompletnie zmyliła bramkarza gości.

Reklama

W Gliwicach gospodarzom spotkanie nie ułożyło się tak dobrze - w 26. minucie w zamieszaniu podbramkowym piłkę do siatki miejscowych skierował Czech Michal Papadopulos.

Po przerwie gra w Warszawie została wstrzymana przez sędziego na ok. 10 minut z powodu zadymienia boiska. Po odpaleniu rac świetlnych widoczność na murawie została ograniczona do minimum. Po wznowieniu meczu Legia kontrolowała przebieg wydarzeń, a swoją przewagę udokumentowała dwoma golami. W 83. minucie 28. gola w sezonie uzyskał Nemanja Nikolic. Węgier serbskiego pochodzenia został królem strzelców z największą w tym stuleciu liczbą bramek. Niespełna trzy minuty później wynik na 3:0 ustalił Fin Kasper Hamalainen.

Na stadionie Piasta rezultat się nie zmienił - Zagłębie wygrało po raz piąty z rzędu - i zanim arbiter przy Łazienkowskiej gwizdnął po raz ostatni stało się jasne, że Legia będzie mistrzem.

Serdecznie gratuluję moim piłkarzom zwycięstwa i mistrzostwa. Ale od początku mojej pracy takie były założenia. Mamy świadomość, że to stulecie klubu i chcieliśmy podziękować kibicom. Ja jednak osobiście nie lubię świętować, wolę pracować. Uważam, że trener jest od tego, aby dobrze przygotować piłkarzy, ale nie może im przeszkadzać. Dlatego nie wchodziłem do szatni, kiedy zawodnicy świętowali. Muszę jednak przyznać, że moi piłkarze lepiej świętują niż grają. Ale na boisku też się poprawią. Starannie przemyślę decyzję, czy zostanę w Legii po rozmowach z kierownictwem klubu - zaznaczył szkoleniowiec Legii.

Reklama

Z wicemistrzostwa zadowolony był trener Piasta Radoslav Latal.

Dzisiejszy mecz nam nie wyszedł i nie chciałbym do tego wracać. Chcę podziękować drużynie, kierownictwu klubu i wszystkim pracownikom, bo to był trudny sezon. Wykonaliśmy kawał dobrej roboty. Mówiłem chłopakom przed meczem, by cieszyli się chwilą, bo nie każdy piłkarz w swoje karierze takie momenty może przeżywać. Myślę, że drugie miejsce jest w pełni zasłużone. Po meczu w szatni była chwila smutku, ale kiedy wyszliśmy na boisko po medale, to minęło - powiedział Czech.

Czwartą drużyną, która będzie reprezentować Polskę w europejskich pucharach, została Cracovia. "Pasy" w bezpośrednim meczu o czwartą lokatę w lidze pokonały na swoim stadionie Lechię Gdańsk 2:0 po trafieniach Mateusza Cetnarskiego z rzutu wolnego i - samobójczym - Rafała Janickiego. W końcówce Cetnarski nie wykorzystał "jedenastki", jego strzał obronił Vanja Milinkovic-Savic.

W ostatnim niedzielnym pojedynku Lech Poznań, który w tym sezonie bronił tytułu, w spotkaniu zespołów wcześniej bez zwycięstwa w grupie mistrzowskiej, pokonał Ruch Chorzów 3:0. Bramki zdobyli: Kamil Jóźwiak, pierwszą w ekstraklasie, Karol Linetty i Maciej Gajos.

W 77. minucie pojawił się na boisku kończący karierę 40-letni bramkarz "Kolejorza" Krzysztof Kotorowski. Doświadczony golkiper, który zdobył z poznańskim klubem m.in. dwa tytuły mistrza kraju i dwa Puchary Polski, otrzymał duże brawa od kibiców, ale jego koledzy w trakcie meczu musieli wysłuchać wielu niewybrednych epitetów. Najzagorzalsi fani Lecha dosadnie wyrazili swoje rozczarowanie postawą drużyny w tym sezonie, a przez pierwsze minuty stali odwróceni plecami do boiska.

Trwa ładowanie wpisu

W sobotę rywalizowały drużyny z grupy spadkowej. Los Podbeskidzia Bielsko-Biała podzielił Górnik Zabrze i oba zespoły w przyszłym sezonie występować będą w 1. lidze.

Zabrzanie, 14-krotni mistrzowie Polski, przystępowali do finałowej części sezonu jako ostatni zespół tabeli, z dużą stratą (mimo podziału punktów) do bezpiecznej lokaty. Podopieczni trenera Jana Żurka zaczęli grać jednak lepiej i do końca liczyli się w walce o utrzymanie.

W 37. kolejce musieli wygrać w Niecieczy i liczyć na porażkę Górnika Łęczna we Wrocławiu. Drugi warunek został spełniony - zespół z Lubelszczyzny uległ 2:3, ale ekipa ze Górnego Śląska nie wykorzystała szansy. Wprawdzie prowadziła z Termalicą Bruk-Bet po golu Rafała Kurzawy, jednak krótko po przerwie wyrównał Wojciech Kędziora.

Wynik do końca nie zmienił się, co sprawiło, że goście zajęli 15. miejsce w tabeli z dorobkiem 23 punktów. Podobnie było w 2009 roku, gdy zabrzanie również spadli z ekstraklasy. Wówczas ich nieobecność w najwyższej klasie trwała tylko rok.

Teraz czas na zastanowienie się dlaczego, dlaczego, dlaczego?! Czuję się rozgoryczony, bo to też mój klub. Dziś mamy ciężki, smutny dzień - przyznał Żurek.

Ze spadkiem nie mogli się pogodzić niektórzy fani gości - po meczu w Niecieczy rzucali na murawę wyrwane krzesełka i race.

Na ostatnim miejscu w tabeli uplasowało się Podbeskidzie, które już przed sobotnim meczem u siebie z Wisłą Kraków (3:4) nie miało szans utrzymania.

Drużyna prowadzona przez Roberta Podolińskiego, która do finałowej części sezonu przystępowała z najwyższej pozycji w grupie spadkowej (łącznie dziewiątej w ekstraklasie), spisywała się w decydującej fazie bardzo słabo. W siedmiu meczach "Górale" ponieśli sześć porażek, a jedyny remis (z Koroną Kielce 1:1) uratowali w ostatnich sekundach.

W sobotę Podbeskidzie strzeliło trzy gole Wiśle, ale krakowianie odpowiedzieli czterema trafieniami. Jedno z nich było dziełem Pawła Brożka, który w tym sezonie uzyskał 14 bramek, a w historii ekstraklasy aż 132. Doświadczony napastnik w elitarnym "Klubie 100" zajmuje 10. lokatę. Dziewiąty w tym zestawieniu Teodor Anioła ma osiem trafień więcej.

W innym meczu tej grupy Korona uległa u siebie Jagiellonii Białystok 1:3. Ta porażka przerwała serię 12 spotkań, w których kielczanie co najmniej zremisowali. Na dziewiątym miejscu, najwyższym w grupie spadkowej, uplasowała się Wisła - 32, o punkt przed Śląskiem i o cztery przed Jagiellonią.