Ligowego nowicjusza od najbogatszego polskiego klubu przed tą kolejką dzieliły tylko trzy punkty, a trener Miedzi Dominik Nowak przekonywał, że "budżety nie grają". Przyjazd Legii oraz cztery kolejne występy beniaminka bez porażki sprawiły, że bilety na sobotni pojedynek rozeszły się błyskawicznie i podobnie jak na derbach z KGHM Zagłębiem Lubin na trybunach zasiadł komplet publiczności.

Reklama

Pierwsi do siatki trafili gospodarze, ale sędzia Tomasz Musiał nie uznał gola Petteriego Forsella, gdyż Fin był na spalonym. Wątpliwości nie było w 26. minucie, kiedy w bramce Miedzi piłkę umieścił Portugalczyk Cafu. W 41. minucie swego dopiął Forsell i najlepszy strzelec beniaminka zdobył szóstą bramkę w sezonie. Chwilę później miejscowi powinni prowadzić, ale Hiszpan Marquitos z bliska spudłował.

W 54. minucie arbiter po wideoweryfikacji uznał, że Tomasz Augustyniak zagrał ręką w polu karnym po strzale Cafu i podyktował "jedenastkę", którą na drugiego gola dla gości zamienił Michał Kucharczyk. W 79. do bramki trafił Hiszpan Carlitos, a rezultat ustalił wyróżniający się na boisku Cafu.

Reklama

Legia dzięki drugiej z rzędu wygranej awansowała na trzecią pozycję w tabeli. Ma 17 pkt, tyle samo co Wisła Kraków, której ustępuje bilansem bramek. Prowadzi na razie z 18 Lechia Gdańsk, ale szanse na fotel lidera mają grające w niedzielę Jagiellonia Białystok (w Zabrzu z Górnikiem) i Piast Gliwice (we Wrocławiu ze Śląskiem), które dotychczas zgromadziły po 16 pkt.

Po 25 minutach spotkania w Gdańsku, gdzie biało-zieloni walczyli z KGHM Zagłębiem Lubin nic nie wskazywało, że ich przewaga nad rywalami w tabeli będzie tak nikła. Lechia po skompletowanym przez Artura Sobiecha w ciągu 18 minut hat-tricku prowadziła bowiem 3:0. Były to jego pierwsze trafienia w polskiej lidze od 10 maja 2011 roku, kiedy był jeszcze zawodnikiem Polonii Warszawa.

Reklama

Trener gości Mariusz Lewandowski nie miał nic do stracenia, w przerwie dokonał dwóch zmian i po kwadransie drugiej połowy jego piłkarze zaczęli odrabiać straty. Najpierw trafił słoweński rezerwowy Damjan Bohar, później rzut karny wykorzystał Filip Starzyński i wreszcie już w doliczonym przez sędziego czasie gry także wprowadzony na boisko w drugiej połowie czeski napastnik Jakub Mares doprowadził do remisu.

"Brawo dla drużyny za charakter. Pokazała, jak olbrzymie możliwości w niej drzemią. Bo nie jest przecież łatwo podnieść się z takiego rezultatu, wyrównać i jeszcze mieć szansę na 4:3" - przyznał Lewandowski.

Mimo straty dwóch punktów rąk nie załamywał opiekun Lechii. "Takie mecze nieczęsto się zdarzają. Na pewno druga połowa miała taki przebieg, jakiego nikt się nie spodziewał. I zrobimy wszystko, żeby takie spotkanie już się nie powtórzyło. Dzisiaj krytyka nam się absolutnie należy, bo takie mecze po prostu trzeba wygrywać. Zapłaciliśmy cenę za dojrzewanie tej drużyny, za ogranie niektórych zawodników, ale ja naprawdę jestem z nich zadowolony, z tego, jak pracują na co dzień" - zaznaczył Piotr Stokowiec.

Po czterech kolejnych zwycięstwach porażki doznała krakowska Wisła, która w Szczecinie uległa pozostającej dotychczas bez wygranej Pogoni 1:2. Oba gole dla "Portowców" zdobył wracający do składu po kontuzji Adam Buksa, a honorowe trafienie dla gości zaliczył w końcówce Hiszpan Jesus Imaz.

"Wielka radość, ogromna ulga. W końcu pierwsze zwycięstwo i to naprawdę zasłużone. Poza kilkoma drobiazgami zrealizowaliśmy wszystko, co zaplanowałem. Drużyna świetnie się zaprezentowała. Cieszę się też ze względu na kibiców, którzy długo czekali na wygraną i doczekali się jej w meczu z liderem" - ocenił niemiecki szkoleniowiec gospodarzy Kosta Runjaic.

Pogoni sukcesu pozazdrościła Cracovia i... także wygrała pierwszy raz w sezonie - na własnym stadionie z Wisłą Płock 3:1. Bohaterem dnia był Mateusz Wdowiak, autor dwóch goli.

To było tysięczne spotkanie "Pasów" na najwyższym poziomie rozgrywkowym, lecz - mimo zwycięstwa - nie przebiegało w świątecznej atmosferze. Kibice Cracovii, niezadowoleni z dotychczasowej postawy zespołu, skupili się nie na dopingu, ale na skandowaniu haseł obrażających zarząd i właściciela klubu Janusza Filipiaka. Wywieszono też transparenty: "Jaki zarząd, takie wyniki" i "15 lat frazesów, zero sukcesów".

"Pasy" pozostały na ostatnim miejscu, ale sześć punktów mają też Śląsk i Zagłębie Sosnowiec, które w poniedziałek na zakończenie kolejki czeka potyczka w Kielcach z Koroną.

Kryzysu nie może natomiast zażegnać Lech Poznań, który rozpoczął sezon od serii czterech zwycięstw, a w pięciu następnych występów powiększył dorobek o... punkt. W piątek przegrał w Gdyni z Arką 0:1 po bramce Michała Janoty w 76. minucie.

"To nie jest dla nas łatwy moment, bo znowu przegrywamy, choć zaprezentowaliśmy się lepiej niż przed tygodniem z Legią (0:1)" - wspomniał serbski trener "Kolejorza" Ivan Djurdjevic.