Bawarczycy do meczu z zajmującą dopiero siódme miejsce w hiszpańskiej lidze Sevillą przystąpili bez kontuzjowanego Austriaka Davida Alaby, a w 36. minucie urazu doznał Chilijczyk Arturo Vidal. Z kolei w ekipie gospodarzy zabrakło m.in. Argentyńczyków Gabriela Mercado i Evera Banegi.

Reklama

W pierwszej połowie Sevilla - grająca w tej fazie najważniejszych klubowych rozgrywek w Europie po raz pierwszy od 60 lat - sprawiała dobre wrażenie, a odcięty od podań Lewandowski nie miał możliwości oddawania strzałów.

W 20. minucie idealnej sytuacji nie wykorzystał Pablo Sarabia. Hiszpański pomocnik, mając przed sobą tylko bramkarza i dobrze ustawioną piłkę, nie trafił do siatki.

Dwanaście minut później ten sam piłkarz już się nie pomylił i gospodarze objęli prowadzenie.

Reklama

Bawarczycy w tej części gry rzadko atakowali, ale wkrótce po stracie gola... wyrównali. Bramka padła w dość przypadkowych okolicznościach. Z lewej strony dośrodkował Francuz Franck Ribery, a lot piłki tak pechowo przeciął Jesus Navas, że trafił do własnej bramki.

W drugiej połowie role się odwróciły - Bayern osiągnął zdecydowaną przewagę i gol dla gości wydawał się tylko kwestią czasu. Gospodarze nie mieli w tej części praktycznie nic do powiedzenia. Być może zaczęli odczuwać trudy sobotniego meczu ligowego z Barceloną (2:2) oraz intensywnego tempa gry w pierwszej części z Bayernem.

Mistrzowie Niemiec dopięli swego w 68. minucie, gdy z bliska bramkarza gospodarzy pokonał Hiszpan Thiago Alcantara.

Reklama

W 83. minucie technicznym strzałem z odległości kilkunastu metrów popisał się Lewandowski, ale piłka minęła słupek. Poza tym polski napastnik - skutecznie pilnowany przez rywali - rzadko był przy piłce, praktycznie nie miał dogodnych okazji.

W poprzedniej rundzie Sevilla niespodziewanie wyeliminowała Manchester United, ale teraz jej szanse przed rewanżem w Monachium są iluzoryczne. Prezentujący znakomitą dyspozycję Bawarczycy kilka dni temu pokonali u siebie Borussię Dortmund aż 6:0.

Drugi wtorkowy mecz okrzyknięto szlagierem 1/4 finału. Juventus grał z Realem, któremu w finale poprzedniej edycji Ligi Mistrzów uległ 1:4. We wtorek znów przegrał, tym razem 0:3. Rezerwowym bramkarzem gospodarzy był Wojciech Szczęsny.

Bohaterem spotkania okazał się, co zresztą nie jest niespodzianką, najlepszy piłkarz minionego roku Cristiano Ronaldo. Już w trzeciej minucie sprytnym strzałem wyprowadził "Królewskich" na prowadzenie.

Na 2:0 Portugalczyk podwyższył w 64. minucie, a jego trafienie będzie zapewne kandydować do miana bramki roku. Ronaldo popisał się pięknym strzałem przewrotką, po którym doświadczony Gianluigi Buffon nie miał żadnych szans.

To czternasty gol Portugalczyka w obecnej edycji Ligi Mistrzów, a łącznie 119. w historii jego występów w tych elitarnych rozgrywkach.

Wkrótce po golu na 2:0 dla Realu sytuacja Juventusu stała się jeszcze trudniejsza. Drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartkę zobaczył Argentyńczyk Paulo Dybala.

W 72. minucie wynik spotkania, po szybkiej wymianie podań, ustalił Brazylijczyk Marcelo.

Rewanże w tych parach odbędą się 11 kwietnia.

W środę faworyzowana Barcelona zagra na Camp Nou z Romą, której rezerwowym bramkarzem jest Łukasz Skorupski.

Tego samego dnia odbędzie się rywalizacja dwóch angielskich drużyn - Liverpool zmierzy się przed własną publicznością z Manchesterem City. Goście są bezkonkurencyjni w krajowej ekstraklasie, ale w środę nie będą mogli wystawić Sergio Aquero, który jeszcze nie wrócił do pełni sił po kontuzji.

Losowanie par półfinałowych odbędzie się 13 kwietnia. Pierwsze mecze tej fazy 24-25 kwietnia, a rewanże 1-2 maja. Finał zostanie rozegrany 26 maja w Kijowie.