Pierwsza połowa nie należała do najlepszych w wykonaniu piłkarza mistrza Niemiec. Wyraźnie nie wychodził im atak pozycyjny, w drugiej linii widać było brak trzech kontuzjowanych piłkarzy: Jakuba Błaszczykowskiego, Ilkaya Guendogana i Mario Goetzego.

Reklama

>>>Borussia - Schalke 1:2. Zobacz gole

Schalke dominowało i stworzyło znacznie więcej sytuacji podbramkowych. Jedną z nich wykorzystał w 14. minucie Holender Ibrahim Afellay, który uderzył z 13 metrów z woleja, a piłka zanim trafiła do siatki odbiła się jeszcze od słupka.

Trener Juergen Klopp próbował inaczej ustawić swoich piłkarzy. Przeniósł nawet Łukasza Piszczka z prawej obrony na lewą, ale niewiele to dało. Borussia nie mogła znaleźć odpowiedniej recepty, by przedostać się pod pole karne lokalnego rywala.

Żywiołowo reagowali za to w pierwszej połowie kibice na trybunach. Wielokrotnie na tablicy świetlnej widniał napis z prośbą, by fani z Gelsenkirchen nie prowokowali i ostrzegano ich, że są pod specjalnym nadzorem policji, a wszystkie ich ruchy są monitorowane. Jednak to właśnie oni znacznie głośniej wspierali swoją drużynę niż większość z 80 645 widzów ekipę gospodarzy.

Reklama

Sympatyków Borussii próbował pobudzić nawet trener Juergen Klopp, który często odwracał się w stronę trybun i gestami mobilizował do dopingu.

Obraz zarówno gry, jak i reakcji kibiców zmienił się po przerwie. W 48. minucie książkowy kontratak przeprowadziło Schalke. Piłkę przejął Holender Klaas-Jan Huntelaar, podał do skrzydłowego Lewisa Holtby'ego, który zauważył wybiegającego na czystą pozycję Marco Hoegera. Strzał tego ostatniego z 18 metrów był dla Romana Weidenfellera nie do obrony i goście prowadzili już 2:0.

Reklama

Chwilę później powinno być 3:0, ale Kameruńczyk Joel Matip pomylił się o centymetry.

W 55. minucie nieco nadziei i otuchy w serca miejscowych kibiców wlał Lewandowski. Po dośrodkowaniu z rzutu wolnego przez Marco Reusa napastnik reprezentacji Polski strzałem głową, stojąc tyłem do bramki, oszukał bramkarza gości Larsa Unnerstalla. To jego trzeci gol w sezonie. Na więcej mistrza Niemiec nie było jednak stać i pierwsza porażka na własnym stadionie od 11 września 2011 stała się faktem. Cały mecz w barwach gospodarzy rozegrał również Piszczek.

Derby Zagłębia Ruhry to dla dortmundczyków szczególne wydarzenie. Jak poinformował PAP przedstawiciel Bundesligi Dominik Scholler, na trybunach chciało zasiąść aż 250 tys. kibiców. Również wśród dziennikarzy spotkanie cieszyło się wielkim zainteresowaniem. Z kolei miasto zabezpiecza trzy razy więcej policjantów niż dzieje się to przy zwykłym meczu ligowym.

Świadkami historycznego wydarzenia było 54 tysiące kibiców na stadionie w Duesseldorfie, gdzie Fortuna przegrała z Bayernem Monachium aż 0:5. Ważniejszy od rozmiarów zwycięstwa był fakt, że dzięki niemu ekipa z Bawarii została pierwszą w 50-letniej historii Bundesligi, która wygrała pierwszych osiem spotkań sezonu.

>>>Fortuna - Bayern 0:5. Zobacz gole

Spotkanie rozstrzygnęło się w drugiej części pierwszej połowy. Najpierw prowadzenie gościom zapewnił Chorwat Mario Mandzukic, a następnie na 2:0 dla gości podwyższył Brazylijczyk Luiz Gustavo. Po przerwie dwa razy do siatki trafił Thomas Mueller, a raz rezerwowy Brazylijczyk Rafinha.

Spory wkład w sukces miał francuski skrzydłowy Franck Ribery, który trzykrotnie otworzył kolegom drogę do bramki.

Trener zespołu z Monachium Jupp Heynckes odniósł 300. zwycięstwo w tej roli w niemieckiej ekstraklasie.

Bayern, oprócz maksymalnego dorobku punktowego po ośmiu seriach spotkań, ma też imponujący bilans bramek: 26-2. Pozyskany przed sezonem z Wolfsburga Mandzukic zdobył siedem z nich i prowadzi w klasyfikacji strzelców. Mueller uzyskał już sześć.

Bayern o pięć punktów wyprzedza świetnie spisujący się Eintracht Frankfurt oraz o siedem Schalke 04. Broniąca tytułu Borussia jest czwarta, ale traci do lidera już 12 punktów.

Beniaminek z Frankfurtu pokonał w sobotę Hannover 96 3:1. W zespole gości od 30. minuty grał Artur Sobiech, który zastąpił Jana Schladrauffa.

Remis swoich kolegów z FSV Mainz w Leverkusen z Bayerem (2:2) z ławki rezerwowych oglądał inny reprezentant Polski - Eugen Polanski.