Wielu obserwatorów podkreśla, że Polki mimo nieudanego meczu z Serbią, prezentowały najładniejszą siatkówkę w mistrzostwach Europy. Czy pana ocena występu naszego zespołu również jest pozytywna?

Do pewnego stopnia. Wszyscy marzyliśmy o powtórzeniu sukcesu z poprzednich mistrzostw Europy, ale się nie udało. Mam niedosyt dlatego, że w półfinale zagraliśmy gorzej niż w poprzednich meczach. Bardzo żałuję, bo mimo że droga do strefy medalowej była ciężka wygrywaliśmy w dobrym stylu. Dlatego wszyscy z optymizmem czekaliśmy na decydującą fazę turnieju. Wcześniej zespół spisywał się bardzo dobrze, dlatego rozczarowanie po porażce z Serbią było tak duże. Przegraliśmy półfinał, nie mogę więc być szczęśliwy. Tym bardziej, że mieliśmy naprawdę okazję, by w finale wystąpić. Naszym celem było złoto, po porażce z Serbią musieliśmy zweryfikować nasze marzenia i powalczyć o brązowy medal. Ostatecznie jednak nie udało się i to.

Reklama

Przed półfinałem nasze siatkarki mówiły, że takie mecze wygrywa się nie umiejętnościami lecz głową, bo presja jest wówczas ogromna. Czy właśnie w głowach pańskie zawodniczki przegrały finał?
Myślę, że tak. Najlepiej obrazuje to końcówka pierwszego seta. Przy stanie 23:20 zwycięstwo było blisko. I gdyby to się udało, odnaleźlibyśmy naszą grę. Niestety, właśnie wtedy dziewczyny nie wytrzymały presji i przegrały. Bardziej z sobą niż z rywalkami. Uważam, że to zaważyło na dalszych losach meczu. Potoczyłby się on zupełnie inaczej, gdybyśmy tego seta wygrali. Była jeszcze szansa na odwrócenie losów spotkania w trzecim secie. Prowadziliśmy 15:11 i dziewczyny mogły spokojnie poczekać na to, co się wydarzy dalej. Niestety, nie zrobiły tego. Za to rywalki zagrały bardzo inteligentnie.

W który momencie półfinałowego spotkania zdał sobie pan sprawę, że tym razem nie będzie zwycięstwa?

Właśnie w końcówce trzeciego seta. Gdy z prowadzenia czterema punktami nagle zrobiło się 16:19 wiedziałem już, że chyba dziś mamy za mało energii, by pokonać Serbki.

Najbardziej byliśmy zawiedzeni słabym przyjęciem piłki i zagrywką.
To prawda. Nam zabrakło mocnego serwisu, a moje zawodniczki nie radziły sobie z silną zagrywką Brakocević. To właśnie dzięki niej w trzecim secie rywalki odrobiły straty. Ale we wszystkich elementach polski zespół grał znacznie gorzej niż we wcześniejszych spotkaniach. Cóż, po takim meczu jak z Serbią mamy o czym myśleć.

Spodziewał się pan, że Serbki zmienią ustawienie w porównaniu do pierwszego meczu i Spasojević zagra na lewym skrzydle, a Brakocević na prawym?

Tak. Nie zaskoczyli nas tym. Ja także dokonywałem zmian. Za Kasię Skowrońską, która nie spisywała się najlepiej weszła Podolec. Ania dała dobrą zmianę, ale niestety tym razem rywalki były skuteczniejsze. Mam nadzieję, że w następnym meczu to my pokonamy Serbki.

Jak wyglądały rozmowy po sobotniej klęsce? Ciężko było przekonać dziewczyny, że mają jeszcze o co walczyć?
One same były tego świadome. Powiedziałem im, że teraz walczymy o inne cele. Ale nie jest łatwo podnieść na duchu kogoś, kto marzył o czymś więcej.

Z czterech zespołów, które znalazły się w półfinałach, aż trzy prowadzą Włosi. Czy to znaczy, że włoska szkoła trenerska jest najlepsza?

Coś w tym jest. W ostatnich latach wielu świetnych szkoleniowców z Włoch osiągało sukcesy. Dlatego to nie przypadek, że i tym razem byliśmy tak liczną grupą w strefie medalowej. Szkoda tylko, że finał nie był włoski jeśli chodzi o ławkę trenersk.

Zdobywał pan srebrne medale mistrzostw Europy z Włoszkami, ale nigdy nie zwyciężył w mistrzostwach Starego Kontynentu. Dlaczego?
Trudno porównywać wszystkie turnieje, w których brałem udział. Każdy był inny. Nie wygrałem mistrzostw Europy, ale to nie znaczy, że ich nie lubię. Jest wiele bardzo dobrych zespołów na Starym Kontynencie i cieszę się, że po raz kolejny jestem wśród najlepszych.

Ma pan jeszcze jakieś inne powody do zadowolenia?
Cieszy mnie przede wszystkim to, że coraz częściej potrafimy grać na bardzo wysokim poziomie. I to nie tylko podczas mistrzostw Europy. Przypominam, że niedawno w Grand Prix pokonaliśmy najlepsze drużyny świata. Polski zespół potrafi grać wyśmienicie i to pokazał wielokrotnie. Niestety, jeszcze zdarzają się wzloty i upadki. I nad tym musimy pracować, by jak najmniej było takich wahań formy. Dziewczyny muszą zrozumieć, że w turnieju jest wiele meczów i w każdym trzeba być maksymalnie skoncentrowanym i dać z siebie wszystko. Ale dziękuję im za to, że w tym turnieju pokazały, jak wiele potrafią. Chciałbym także podziękować polskim kibicom, którzy nas dopingowali w dobrych i złych chwilach. Jestem pod ogromnym wrażeniem ich postawy. Po każdym meczu wspólnie z dziewczynami im dziękowałem. I teraz jeszcze raz to robię.

Gdy zaczynał pan pół roku temu pracę w Polsce, kadra była rozbita. Teraz atmosfera może jest lepsza, ale nie obroniliście tytułu.

Mamy za sobą ogromną pracę. Jedne dziewczyny od razu były na zgrupowaniu, na inne musiałem trochę poczekać, ale najważniejsze, że wszyscy chcemy tego samego. Ciężko pracowaliśmy przez kilka miesięcy i efekty tego widzieliśmy w pierwszych meczach mistrzostw Europy. To nie był przypadek, że zespół spisywał się tak dobrze. Wszystko zostało zaplanowane. Oczywiście, zawsze może zdarzyć się wypadek przy pracy - jak mecz z Serbią - ale wszyscy widzą, że zespół popełnia coraz mniej błędw, że dziewczyny rozumieją się coraz lepiej, że grają coraz lepiej. To nie znaczy, że jestem z wszystkiego zadowolony. Mamy jeszcze nad czym pracować, ale wszystko jest pod kontrolą. Wiemy, co poprawić. Cel jest ciągle ten sam. Igrzyska olimpijskie w Pekinie. I zrobimy wszystko, by tam się dostać.

Być może Polska dostanie dziką kartę na Puchar Świata i już w listopadzie pojawi się szansa awansu do turnieju olimpijskiego. Liczy pan na to?
Nie mamy wpływu na to, czy otrzymamy dziką kartę. Dlatego o tym nie myślę. Jeśli nie polecimy do Japonii w listopadzie, to czekają nas kwalifikacje olimpijskie w styczniu. Nieważne kiedy przyjdzie nam bić się o Pekin, ważne, by tę bitwę wygrać.