Każdego trenera taki rezultat napawałby dumą. To dowód, że twój pomysł na siatkówkę jest bardzo dobry. Dlatego też ogromnie się cieszę. To historyczny moment dla Polaków, ale i dla mnie, bo jako szkoleniowiec po raz trzeci udało mi się wygrać te prestiżowe rozgrywki - przyznał Włoch.

Reklama

Anastasi wcześniej triumfował z reprezentacją Italii w latach 1999 i 2000. Z Polakami to jego czwarty turniej i czwarte podium. Przed rokiem wywalczył trzecią pozycję w LŚ i brąz mistrzostw Europy oraz drugie miejsce w Pucharze Świata, co dało zapewniło przepustkę na igrzyska.

Włoski szkoleniowiec nie martwi się, że forma przyszła za wcześnie i może jej zabraknąć w Londynie.

Dziś dla mnie jest wielki dzień, bo mój ulubiony zawodnik w najukochańszej dyscyplinie - tenisie - Roger Federer wygrał po raz siódmy Wimbledon. I on też gra w igrzyskach od pierwszego tygodnia. Jak myślicie? Nie jest teraz szczęśliwy? Na pewno jest. Tak jak my i nie boi się, co będzie dalej - zaznaczył.

Reklama

Anastasi wie, że w Londynie walka będzie jeszcze trudniejsza.

I oczywiście możemy ją przegrać. To się zawsze może zdarzyć. Jestem tylko trenerem, a nie cudotwórcą, ale wiem jedno - od roku nasza gra systematycznie się poprawia i wierzę, że możemy prezentować się jeszcze lepiej - podkreślił.

Turniej finałowy Ligi Światowej uzmysłowił mu, że jego zespół jest w stanie grać na bardzo wysokim poziomie i radzić sobie ze stresem.

Reklama

Przed Final Six trochę się bałem. Zanim przyjechaliśmy do Sofii, mieliśmy 18 dni przerwy w rozgrywaniu meczów. W niedzielę rano zastanawiałem się, co będzie się dziać w finale. To bardzo dobra lekcja przed igrzyskami. Teraz wiem, co robić dalej i na co stać moich graczy - przyznał.

A jego i drużynę czeka obecnie... dalsza praca.

To przecież jeszcze nie koniec, a dopiero pierwszy krok. Pamiętajcie, że nie każdy mecz będzie dla nas szczęśliwy. Mogą pojawić się również kontuzje. Wiem, że w tej chwili jest bardzo dobrze. Musimy kontynuować pracę, jaką rozpoczęliśmy. Nie możemy popaść w euforię - powiedział.

Jak przyznał, przed finałem wygranym z USA 3:0 pojawił się w jego sercu również strach.

Bałem się nie tylko naszej porażki, ale i tego, że jak wygrają Amerykanie, to ich pewność siebie bardzo wzrośnie i uwierzą również w olimpijskie złoto. A wówczas byliby bardzo niebezpieczni w Londynie - ocenił.

W Sofii polska reprezentacja po raz pierwszy w historii stanęła na najwyższym stopniu podium Ligi Światowej.

Z Sofii - Marta Pietrewicz