Od trzech tygodni łączy pan funkcję trenera PGE Skry Bełchatów i drugiego szkoleniowca reprezentacji Polski. Nie wszystkim podoba się takie rozwiązanie. Jest grono zwolenników rozdziału pracy w klubie i z drużyną narodową...
Nie widzę w tym problemu. To dwa zupełnie odmienne cele. Sezon reprezentacyjny zacznie się na początku maja pierwszym obozem, więc jestem w stanie rozdzielić te dwie sprawy. Oczywiście, w Skrze jest kilku reprezentantów Polski i cieszę się, że mogę z nimi kontynuować współpracę na gruncie klubowym. Zależy mi na dobrych wynikach w PlusLidze, ale też jednocześnie mogę zadbać dzięki temu o to, by kadrowicze byli dobrze przygotowani do walki w zbliżającym się turnieju kwalifikacyjnym do igrzysk.

Reklama

Według niektórych pojawia się jednak obawa, iż ze względu na pańską pracę w bełchatowskim zespole zawodnikom z tej drużyny łatwiej będzie o powołanie czy grę w wyjściowym składzie reprezentacji.
Wydaje mi się, że nie ma podstawy do takich rozważań. Stephane Antiga jest pierwszym trenerem i to on decyduje o wspomnianych kwestiach. Zgadzam się, że nie powinno być tak, by to właśnie główny szkoleniowiec reprezentacji był zatrudniony jednocześnie w jakimś klubie. Ale to nie odnosi się do mojego przypadku. Jestem tylko asystentem i możliwość dodatkowo pracy w klubie była uwzględniona w moim kontrakcie. W pracy z reprezentacją będę miał zawsze na uwadze przede wszystkim dobro drużyny narodowej i zapewniam, że nie będę pchał do kadry czy wyjściowej "szóstki" żadnego zawodnika ze względu na to, że jest ze Skry. Tylko najlepszym możliwie składem pod względem umiejętności możemy zdobyć olimpijską przepustkę, a później medal w Rio de Janeiro.

Dołączył pan do bełchatowskiej ekipy w bardzo trudnym dla zespołu momencie, zastępując zwolnionego dość zaskakująco w trakcie sezonu Hiszpana Miguela Falaskę. W mediach mowa była o tym, że Hiszpan był skonfliktowany z częścią graczy, a w perspektywie była ostatnia prosta w walce o awans do finału rozgrywek ligowych.
Tak naprawdę gdy zdecydowałem się na współpracę ze Skrą, miałem świadomość, że właściwie nie mamy szans na finał.

Żadnych?
Żadnych, gdyby Resovia nie straciła do końca fazy zasadniczej seta. Wówczas nasze wyniki nie miałyby znaczenia. Okazja pojawiła się po przegraniu jednej partii przez rzeszowian w meczu z MKS Będzin. Ale wówczas też byliśmy w trudnej sytuacji, bo trzeba było trzy razy wygrać po 3:0. Wszystko szło po naszej myśli, ale przydarzył się jednak ten set z BBTS Bielsko-Biała. Oglądałem potem powtórkę tego spotkania jeszcze wiele, wiele razy i wciąż trudno to przyjąć. Wydawało się, że większe prawdopodobieństwo było, by stracić tego seta w wielu innych meczach niż akurat w tym... To jednak okropna sytuacja dla zespołu, gdy grasz nie tylko o wygraną, ale też musisz myśleć o tym, by nie stracić seta i drżysz o każdy punkt. Zawodnicy z Bielsko-Białej z kolei nie czuli presji wyniku, po prostu skupiali się na grze.

Reklama

Pan, dołączając do klubu, koncentrował się bardziej na przygotowaniu taktycznym czy jednak - ze względu na wspomnianą trudną sytuację - mentalnym?
Starałem się, by zespół był w najlepszej formie, w jakiej to było możliwe. Mam przez to na myśli przygotowanie techniczne, taktyczne, mentalne. To wszystko się składa na udany występ w meczu. Nie można było myśleć, że jeśli Resovia się nie potknie, to nie będziemy mieć szans. Mieliśmy jeden cel - finał. Niestety nie udało się i została nam walka o brąz.

Pamięta pan reakcje swoich podopiecznych po pojedynku z BBTS?
Ogromnie trudne było, by w ogóle dokończyć ten mecz. Po przegraniu pierwszego seta nasza sytuacja w lidze była już jasna... Ale bardzo zależało mi, by chłopcy wygrali ten pojedynek. Świetną robotę wykonali rezerwowi, którzy pociągnęli resztę zespołu. Cieszę się, że mimo wszystko wygraliśmy tamten mecz.

Czy to prawda, że niektórzy z siatkarzy Skry po tym spotkaniu płakali?
Cóż.. im naprawdę bardzo zależało na tym, by awansować do finału. Zrobili wszystko, co w ich mocy. Było dużo emocji. Pamiętajmy też o stawce.

Ze względu na wymienione okoliczności nie będzie też chyba łatwo przystępować pana drużynie do pojedynków o brązowy medal...
To prawda. To bardzo trudne, bo przecież wygraliśmy mecz z ekipą z Bielsko-Białej, a mimo to nie ma nas w finale. Ale wierzę, że mam w składzie samych profesjonalistów. Zdajemy sobie sprawę, że szansa na udział w Lidze Mistrzów jest bardzo ważna, więc jest się o co bić. Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, by stanąć na najniższym stopniu podium. Nieustannie powtarzam zawodnikom, że biorąc udział w jakichkolwiek rozgrywkach zawsze musisz chcieć wygrać ostatni mecz, bo zdecydowanie lepiej jest zakończyć sezon wygraną niż porażką.