W sobotę rozstawiona z "dziewiątką" krakowianka pokonała występującą z "19" Bacsinszky 3:6, 6:4, 6:1. Wcześniej zmierzyła się dwukrotnie ze Szwajcarką i za każdym razem musiała uznać wyższość rywalki.

To był świetny mecz w moim wykonaniu, zwłaszcza że Timea to bardzo trudna rywalka. Potrafi zrobić na korcie wszystko. Możesz spodziewać się dosłownie wszystkiego - agresywnej gry, potem slajsów, mieszanki wszystkich tych rzeczy. Wydaje mi się, że to było świetne spotkanie od początku do końca. Gramy podobny tenis i było wiele długich wymian. To nie jest tylko kwestia serwisu i jednego uderzenia. Wiedziałam, czego się spodziewać i że będzie dużo biegania. Takie mecze są chyba atrakcyjne dla kibiców, bo można zobaczyć wszystko na korcie. Z drugiej strony jako zawodniczka musisz pracować ciężko na zwycięstwo przez dwie, trzy godziny - analizowała na konferencji prasowej Polka.

To drugi z rzędu trzysetowy pojedynek krakowianki. Dwa dni wcześniej spędziła na korcie dwie godziny i 43 minuty. W sobotę o 34 minuty krócej. Zaznaczyła, że - tak jak wtedy - lepiej poczuła się na korcie w drugiej części pojedynku.

Reklama

Tak jak w meczu z Christiną McHale przytrafiły mi się takie przestoje. Parę piłek uciekło mi w pierwszej partii, a w takich meczach to jest dużo. Dopiero pod koniec drugiego seta tak jakby to napięcie puściło, trochę się przebiegłam, przewentylowałam. Dopiero po drugim odnalazłam swój rytm i próbowałam być bardziej agresywna. Zaczęłam też lepiej serwować. Starałam się ją zmusić do biegania - podkreśliła.

Reklama

Przed rozpoczęciem decydującego seta Szwajcarka poprosiła o wizytę fizjoterapeutki. Na kort wróciła z zabandażowanym lewym udem. Później wyraźnie opadła z sił.

Timeę trzeba spytać o ten uraz. Ja z każdą chwilą czułam się coraz lepiej na korcie - zaznaczyła.

Radwańska przyznała, że choć nie grała na korcie centralnym Wimbledonu po raz pierwszy, to wciąż robi to na niej wrażenie.

I to takie samo, jak kiedyś. Niezależnie od tego, czy to pierwsza czy trzecia runda i nieważne, który to rok z rzędu. Na korcie centralnym zawsze walczy się do końca. Parę razy miałam dziś zły timing lub podejmowałam w kilku sytuacjach złe decyzje w pierwszym secie. Ale to była tylko pierwsza partia, a potem się gra dalej - zapewniła.

Polka przyjechała do Londynu po kłopotach zdrowotnych i z małą liczbą rozegranych w tym sezonie spotkań.

Z każdym meczem gram coraz lepiej. Oczywiście, to nie jest proste, ale takie pojedynki jak ten dzisiejszy dają więcej pewności siebie, zwłaszcza gdy wygrywa się z czołowymi zawodniczkami - zwróciła uwagę.

Opisując nieudany występ w Eastbourne przed Wimbledonem krakowianka mówiła, że czuła się tam jak w piżamie. Po pierwszej rundzie w Londynie wspominała, że jest w połowie ubrana. Po awansie do trzeciej, że została jeszcze w kapciach.

A teraz? Niestety, został jeszcze jeden klapek - oceniła z uśmiechem.

Niedziela w środku turnieju tradycyjnie jest dniem wolnym od meczów, a na kortach odbywają się tylko treningi. Radwańska nie ma jeszcze dokładnie sprecyzowanych planów, jak go spędzi. Jeden z dziennikarzy spytał, czy chciałaby się wybrać na lekkoatletyczny mityng Diamentowej Ligi, w którym wystartują m.in. polscy biegacze.

Myślami będę biegała, ale na pewno nie ciałem, bo ja już trochę pobiegałam. Jeszcze nie myślałam, jak będzie wyglądała u mnie ta niedziela, ale na pewno więcej odpoczynku, masażu, krioterapii niż czegokolwiek innego - wyliczała.

W poniedziałek o ćwierćfinał zagra ze Swietłaną Kuzniecową. Z Rosjanką zna się bardzo dobrze - zmierzyły się dotychczas 17 razy. Polka wygrała tylko cztery z tych konfrontacji.

To bardzo wymagająca przeciwniczka na każdej nawierzchni i na każdym rodzaju kortu chyba grałyśmy już ze sobą. Kojarzy mi się właśnie z tym, że rozegrałam z nią największą liczbę meczów w porównaniu z wszystkimi innymi rywalkami. Był taki rok, że grałyśmy praktycznie co miesiąc. Przeważnie są to dwie, trzy godziny na korcie. Z nią nie ma nic za darmo. Ona też potrafi wszystko na korcie - jest przerzut, wszystko wraca na drugą stronę. Na pewno trzeba będzie się pomęczyć i to sporo, żeby wygrać ten mecz. Gra dobrze na trawie, choć stylem bardziej przypomina hiszpańskie zawodniczki. Znamy się od dawna i nic się nie zmieniło - jest bardzo równą, fajną babką. Mimo że grałyśmy wiele zaciętych meczów i pewnie nieraz nerwy były po obu stronach, ale nie przełożyło się to na nasze relacje - wspominała Polka.

Po poprzednim meczu miała okazję spotkać się z piłkarzem Marcinem Wasilewskim, który oglądał jej mecz z trybun. Z kolei przed spotkaniem pierwszej rundy była w grupie zawodników, którzy witali na kortach księżną Kate.

Które z nich lepiej zna się na tenisie? Nie wiem. Ale chyba Marcina bardziej poznałam mimo wszystko. Wiem, że śledzi wyniki i ogląda mecze. Poznałam go przez kolegę z Krakowa. Miło mi było go gościć tutaj - dodała 28-letnia zawodniczka.