Williams, która w rankingu WTA zajmuje ósme miejsce, nie rozpoczęła najlepiej tego spotkania. Pironkowa, która w ogóle nie jest obecnie sklasyfikowana na światowej liście, grała znacznie spokojniej i bardziej dokładnie. Taki obraz sytuacji utrzymywał się w pierwszym secie, od drugiego bowiem role się odwróciły. To Bułgarka zaczęła popełniać więcej błędów, a reprezentantka gospodarzy je ograniczyła i ostatecznie wygrała 4:6, 6:3, 6:2.

Reklama

"Nigdy się nie poddaję. Muszę teraz po prostu iść dalej. Na początku z jakiegoś powodu byłam nieco zmęczona. Oczywiste jest, że nie mogę do tego dopuszczać, jeśli chcę podtrzymać serię zwycięstw. Muszę to rozgryźć" - zaznaczyła Amerykanka, która trzy ostatnie mecze rozstrzygnęła na swoją korzyść w trzech setach.

W środę posłała 20 asów. To jej najlepszy pod tym względem występ od ośmiu lat. Praworęczna tenisistka, która pod koniec września skończy 39 lat, popisała się też w pewnym momencie returnem, trzymając rakietę w lewej dłoni.

Po raz 17. w karierze dotarła do ćwierćfinału US Open, w tym 12. z rzędu (licząc edycje z jej udziałem). Natomiast 14. raz w karierze i 11. z rzędu znalazła się w czołowej "czwórce". Poprzednio zabrakło jej w półfinale w 2007 roku. Do tej fazy zmagań w Wielkim Szlemie awansowała z kolei po raz 39. Na kortach twardych Flushing Meadows triumfowała sześciokrotnie (1999, 2002, 2008, 2012-2014).

Reklama

Od trzech lat czeka na upragniony 24. triumf wielkoszlemowy w singlu, dzięki czemu zrównałaby się z rekordzistką wszech czasów Australijką Margaret Court. Od kiedy wróciła do gry po przerwie macierzyńskiej wiosną 2018 roku, czterokrotnie dotarła do finału zawodów tej rangi (w tym dwukrotnie w Nowym Jorku), ale za każdym razem schodziła z kortu pokonana.

Bułgarka, która w niedzielę będzie obchodzić 33. urodziny, w drodze do ćwierćfinału w Nowym Jorku wyeliminowała m.in. rozstawioną z "10" zwyciężczynię dwóch turniejów wielkoszlemowych Hiszpankę Garbine Muguruzę i Chorwatką Donną Vekic (18.). Tegoroczny US Open był jej pierwszym od ponad trzech lat oficjalnym występem - poprzednim był Wimbledon 2017. Potem zmagała się z kłopotami zdrowotnymi oraz urodziła dziecko.

Reklama

"To niewiarygodne. Wow. Ja nawet nie byłabym w stanie tego zrobić. To mi tylko pokazuje, jak twarde są mamy. Jeśli urodzisz dziecko, to jesteś tak naprawdę w stanie zrobić wszystko" - chwaliła środową rywalkę Williams.

Obie urodziły dziecko i spiker, zapowiadając w środę ich pojawienie się na korcie, przedstawił Pironkową jako "mamę Aleksandra", a Amerykankę jako "mamę Olympii".

"Grasz mecz, a potem idziesz do domu i wciąż zmieniasz pieluchy. To trochę jakby mieć podwójne życie. To naprawdę surrealistyczne" - podsumowała zwyciężczyni.

Bułgarka przyznała, że dała z siebie wszystko w środowym spotkaniu. Popisała się m.in. dwoma efektownymi lobami. Doceniła też klasę utytułowanej rywalki.

"Z pewnością zagrała jak mistrzyni, którą jest. Próbowałam wszystkiego. W pierwszym secie miałam mecz pod kontrolą. Stosowałam przeróżne zagrania i wszystko szło po mojej myśli. Ale spodziewałam się, że nie będzie to trwało wiecznie" - zaznaczyła.

Na wcześniejszym etapie turnieju zwracała uwagę, że po tak długiej przerwie w rywalizacji jej organizm nie jest przyzwyczajony do rozgrywania kilku meczów w krótkim okresie czasu.

Williams wciąż śrubuje rekord liczby wygranych meczów w US Open - w środę dołożyła 106. do swojego dorobku. O kolejne zwycięstwo powalczy z rozstawioną z "16" Belgijką Elise Mertens lub Białorusinką Wiktorią Azarenką.