Zwykle paryski turniej na kortach ziemnych im. Rolanda Garrosa jest w sezonie drugą spośród czterech lew Wielkiego Szlema i odbywa się na przełomie maja i czerwca. W tym roku, ze względu na pandemię koronawirusa, został przesunięty na jesień.

W mediach przed rozpoczęciem oraz na początku bieżącej edycji US Open pojawiały się sugestie, że może to być ostatnia próba powtórzenia osiągnięcia Court przez Williams. Ułatwić zadanie miał jej fakt, że tym razem z udziału w rywalizacji w Nowym Jorku zrezygnowało kilka zawodniczek ze ścisłej światowej czołówki. Amerykanka, która 26 września skończy 39 lat, przegrała jednak w czwartkowym półfinale z Białorusinką Wiktorią Azarenką 6:1, 3:6, 3:6. Po tym spotkaniu zapowiedziała jednak, że zawita wkrótce do stolicy Francji.

Triumfując w Australian Open w 2017 roku, była już w ciąży. Do rywalizacji wróciła wiosną kolejnego roku. Od tego momentu wzięła udział w dziewięciu imprezach tej rangi - żadnej z nich nie wygrała, choć cztery razy dotarła do finału. To najdłuższa seria bez sukcesu w Wielkim Szlemie w jej karierze. Teraz została zapytana, w jaki sposób ta seria wpływa na jej morale.

Reklama

Nie wiem. Po prostu... nie wiem. Właściwie o tym nie myślałam - odparła.

Doświadczona tenisistka spośród wszystkich odsłon Wielkiego Szlema dotychczas najmniej razy zwyciężyła właśnie we French Open. Najlepsza w tej imprezie była trzykrotnie; przy czym ostatnio pięć lat temu. Siedem razy wywalczyła trofeum w Australian Open i Wimbledonie, a sześciokrotnie w w US Open.