W Indianapolis bolidy roztrzaskują się na potęgę. W zeszłym roku rozbiło się aż 10 maszyn, a w poprzednich latach odpowiednio siedem i pięć. W 2004 Ralf Schumacher omal nie przypłacił startu życiem, kiedy przy prędkości 300 kilometrów na godzinę wpadł w poślizg i uderzył w bandę. Niemiecki kierowca dochodził do siebie przez ponad trzy miesiące.
Ale Robert Kubica się tym nie załamuje. Polak jest bardzo ambitny i wie, że gorzej byłoby, gdyby nie wystartował w Indianapolis. Nie tylko dlatego, że Sebastian Vettel czyha na jego miejsce. Głównie dlatego, żeby udowodnić sobie, że jest w stanie dobrze jeździć po groźnym wypadku.
Robert Kubica to twardziel. Cudem doszedł do siebie po makabrycznej kraksie w Kanadzie, a już chce wrócić na tor. Kierowca BMW Sauber nie wyobraża sobie, żeby nie wystartował w niedzielnym Grand Prix w amerykańskim Indianapolis. Tyle że tam to dopiero jest niebezpiecznie.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama