W Indianapolis bolidy roztrzaskują się na potęgę. W zeszłym roku rozbiło się aż 10 maszyn, a w poprzednich latach odpowiednio siedem i pięć. W 2004 Ralf Schumacher omal nie przypłacił startu życiem, kiedy przy prędkości 300 kilometrów na godzinę wpadł w poślizg i uderzył w bandę. Niemiecki kierowca dochodził do siebie przez ponad trzy miesiące.



Ale Robert Kubica się tym nie załamuje. Polak jest bardzo ambitny i wie, że gorzej byłoby, gdyby nie wystartował w Indianapolis. Nie tylko dlatego, że Sebastian Vettel czyha na jego miejsce. Głównie dlatego, żeby udowodnić sobie, że jest w stanie dobrze jeździć po groźnym wypadku.



Reklama