Na swoim pierwszym zdjęciu z rakietą tenisową Agnieszka ma sześć, może siedem dni. Robert Radwański właśnie przywiózł do domu nowonarodzoną córkę. Była skazana na tenis, zanim przyszła na świat. Podobnie jak jej siostra, Urszula. "To trzecie pokolenie sportowców w naszej rodzinie. Wiadomo było, że będą grać" - mówi Radwański, który zajmuje się szkoleniem córek. Jego ojciec Wiesław był trenerem hokeja w Krakowie. Sam Robert grał w tenisa, potem skończył AWF i zaczął szkolić innych. Od kilku lat zajmuje się wyłącznie córkami.

"Moje dziewczyny to idealny materiał biologiczny na sportowców. No i w dodatku nie trafiły na zupełnego idiotę" - nieskromnie twierdzi Radwański. Bardzo wcześnie stało się jasne, że Agnieszka i Urszula przewyższają rówieśniczki predyspozycjami do sportu. "Pracowałem z grupą dzieci jako trener, więc miałem porównanie. Moje dziewczyny zawsze były szybsze, sprawniejsze.

Świat usłyszał o Agnieszce Radwańskiej w maju tego roku. Na turniej J&S Cup do Warszawy przyjechało wiele sław kobiecego tenisa, Kim Clijsters, Venus Williams, Martina Hingis, Jelena Dementiewa. Ale gwiazdą została 17-latka z Krakowa. Po raz pierwszy zagrała w tak dużym turnieju i dotarła aż do ćwierćfinału. Po drodze pokonała Anastazję Myskinę, zwyciężczynię z Roland Garros z 2004 roku. Media zachłystywały się sukcesem debiutantki, techniką, inteligencją na korcie. Radwański przyznaje, że nie ma sposobu na wychowanie mistrza: "Nie piszą o tym w książkach. Każdy przypadek jest inny, więc pozostaje metoda prób i błędów. Papa Williams eksperymentował na starszych dzieciach, zanim wreszcie wyszło mu z Venus i z Sereną."

Dzień sióstr Radwańskich jest szczegółowo zaplanowany. Pobudka codziennie o 6.30. Poranny trening, potem szkoła i obiad. O 16 znów dwie godziny na korcie. W domu są przed 19. Jedzą kolację i zasypiają nad lekcjami. Harmonogram ulega zmianie tylko wtedy, gdy wyjeżdżają na turnieje. "Ich życie to kierat" - przyznaje Radwański. "Ale bez tego trudno coś osiągnąć" - dodaje.

Pytana o pozasportowe zainteresowania Agnieszka otwiera szeroko oczy: "Odkąd pamiętam, zawsze był tenis, na nic innego nigdy nie miałam czasu. Czy nie ciągnie jej czasem, żeby się wyrwać, opuścić trening, poleniuchować. "Nie przywykłam, żeby robić coś innego. Chyba nie umiałabym wypełnić sobie dnia bez tenisa" - wyznaje zawodniczka. Przyciśnięta do muru przyznaje, że przyjemność sprawiają jej zakupy (po świetnym występie na US Open zwiedziła centra handlowe Nowego Jorku). Interesują ją inne sporty, na przykład narty. Ale boi się na nich jeździć, bo można odnieść kontuję. Lubi pływać, bo to bezpieczne. Poleniuchuje, jak skończy karierę. Jeśli akurat nie trenują, unikają rozmów o tenisie. "Kiedy gra się codziennie przez 12 lat, najważniejsze zadanie trenera to walka ze sportową nudą" - twierdzi Radwański.

Ćwiczą właśnie arcytrudne serwowanie do celu, którym jest butelka z wodą ustawiona po drugiej stronie kortu. Trener ogłasza: jeśli jedna trafi, druga robi 10 pompek. Fortel działa, wizja siostry wykonującej upokarzające ćwiczenia jest silniejsza niż zmęczenie. "Negatywna motywacja jest w porządku" - śmieje się Radwański. "Podczas meczu też trzeba być złośliwym wobec rywalki. Czy zdarza się bunt? Nie. Chociaż Ula czasem pokazuje rogi" - przyznacje ojciec.

W czasie treningu coś ją zdenerwowało. Wścieka się, obraża. Na ojca, siostrę, cały świat. Kiedy mijają się, zmieniając strony kortu, nawet nie patrzą na siebie. Jednak trening toczy się bez zakłóceń. "Świetne zagranie" - rzuca Ula, kiedy Agnieszka zepsuje serwis. Siostrzane kłótnie widać, kiedy dziewczyny grają debla. Dwa lata młodsza Ula głośno strofuje Agnieszkę. "Młodsza Radwańska to pradziwa diablica" - napisano na internetowej stronie Międzynarodowej Federacji Tenisowej. Skutek jest taki, że Agnieszka nie chce z nią grać. "To dwa krańcowo różne charaktery, zupełnie jak my z żoną" - mówi Radwański. Agnieszka jest stonowana, Ula ostra, agresywna. Tak samo różni się ich tenis. Ula atakuje, Agnieszka gra raczej z kontry. Agnieszka twierdzi, że nie rywalizują ze sobą. "Kibicujemy sobie jak
przyjaciółki" - mówi. "Mam nadzieję, że Ula osiągnie w przyszłym roku przynajmniej tyle co ja.

Zdaniem Radwańskiego tenis to nie jest sport dla Polaków, bo za dużo kosztuje. "Inwestować powinno się już w dzieci 7-8 letnie" - wyjaśnia. "Wyławiać wśród nich talenty, finansować przygotowania i starty w turniejach. Agnieszka ma sponsora dopiero od dwóch lat. Świetnie, że jest Prokom Team, ale w naszym przypadku oni przyszli na gotowe. Agnieszka od wielu lat profesjonalnie trenowała" - opowiada Radwański.

Od kiedy Agnieszka objawiła się jako tenisowa nadzieja Polski, pojawiają się opinie, że powinna jak najszybciej z Polski wyjechać. Miałaby trenować w jednej z fabryk tenisowych mistrzów w Hiszpanii lub na Florydzie. Rodzice mówią nie. Po pierwsze z powodu szkoły. "Wychowujemy człowieka, nie tylko sportowca" - mówią zgodnie Robert i Marta Radwańscy. Dziewczyny mają być światłe, oczytane, władać językami obcymi. W liceum mają indywidualny tryb nauki. Ale kiedy są akurat w Krakowie, na niektóre lekcje chodzą razem z klasą. Agnieszka niezmiennie wzbudza tym sensację wśród zagranicznych dziennikarzy. "Z takim rankingiem chodzisz do szkoły" - pytają z niedowierzaniem.

Agnieszka w tym roku zdała maturę. Wypadła dokładnie w trakcie turnieju J&S Cup. "Tak samo zdawały Marta Domachowska i Karolina Kosińska" - mówi. Siostry Radwańskie nie wyjadą z Polski także dlatego, że ich życie ma zachować pozory normalności. "Nie chcemy, żeby żyły sobie w ciepłych krajach, oderwane od własnego kraju" - argumentują Radwańscy. Dziewczyny są stąd i mają o tym pamiętać. Chociaż do Uli przyznają się nasi zachodni sąsiedzi. Urodziła się, kiedy rodzina mieszkała w Niemczech, gdzie jej ojciec przez 6 lat pracował jako trener. Błyskawiczna kariera Agnieszki zaskoczyła nawet rodziców. "Wiadomo, były marzenia. Wiedziałem, że jest dobra. Ale nie spodziewałem się, że tak świetnie wypadnie w konfrontacji ze światową czołówką" - przyznaje ojciec

Ton głosu Roberta Radwańskiego zmienia się, kiedy pada pytanie o ryzyko kontuzji. "Tenis wymaga stalowych stawów. W telewizji trudno to dostrzec, bo kamera spowalnia grę. Ale na żywo widać, jak gwałtowne zwroty wykonuje tenisista. To jest tempo na granicy ludzkiej precepcji. Na ciało działają gigantyczne przeciążenia. Wtedy wystarczy jeden niewłaściwy ruch" - mówi ojciec tenisistek. Widać, że się martwi. Nie tylko o to, że coś w jego planie pójdzie nie tak. Jak każdy ojciec obawia się o zdrowie córek. Na treningu ojcowskie uczucie musi jednak ustąpić koszarowej dyscyplinie. "Jestem jak doktor Jekyll i mister Hyde" - mówi Radwański. "Tatusiem jestem w domu, na korcie trzeba wykonać rozkaz i odmaszerować. Nie uznaję wymówek. Zawsze mówię dziewczynom, że być może swój najważniejszy w życiu mecz będą musiały zagrać z 40-stopniową gorączką" - mówi Radwański.

Dziś Agnieszka wygrał ze słynną Marią Szarapową. Jednak polscy kibice wierzą, że to nie był jeszcze najważniejszy mecz w karierze naszej tenisistki.






















Reklama