"Smutno mi, że tak szybko musiałem opuścić stadion. Rozgrzewka była dobra i nic nie wskazywało na to, że w konkursie sobie nie poradzę, ale chyba deszcz mnie wybił z rytmu. Nie zdążyłem się na dobre rozskakać, a już musiałem się pakować" - przyznał brązowy medalista ubiegłorocznych mistrzostw świata.

Reklama

21-letni zawodnik RKS Łódź tym razem nie miał szczęścia. Gdy rozpoczynał się konkurs, nad Barceloną przeszła burza. Z wysokością 2,19 jeszcze sobie poradził, ale 2,23 było tym razem za wysoko. Żadna z trzech prób nie była udana. "Pogoda była fatalna. W zeskoku tonęliśmy, tak był nasiąknięty wodą. Koszulka była od razu przyklejona do ciała. Tragedia" - ocenił.

Taka aura jest tym bardziej dokuczliwa, gdy boli kolano, a z nim Bednarek kłopot ma już od dłuższego czasu. "Oczywiście, że w takich warunkach kolano znacznie bardziej boli, ale nie chcę na to zwalać. Nie był to może ból, ale odczuwałem dyskomfort. To jednak nie to sprawiło, że nie skakałem tutaj tak dobrze jak chciałem" - podkreślił.

Czy żałuje decyzji o przyjeździe na mistrzostwa Europy? "Nie, nie cofnąłbym czasu. Jestem tutaj i cieszę się z tego. Wszedłem do finału i nie zająłem tam ostatniego miejsca. Coś podziałałem i uważam, że nadal jestem w światowej czołówce. Teraz czas naprawić kolano i wziąć się do prawdziwej pracy" - powiedział.

Za leczenie podopieczny Lecha Krakowiaka weźmie się od razu po przylocie do kraju. "Wracam do Polski, a tam czekają mnie wizyty u kilku lekarzy. Chcę zebrać jak najwięcej opinii i dopiero wtedy podejmę decyzję o sposobie leczenia. Poszukam najlepszego wyjścia, ale myślę, że bez operacji się nie obejdzie. Przede wszystkim trzeba to wyleczyć, jeśli chce się skakać w przyszłych latach. A po dzisiejszym konkursie pozostał niedosyt" - przyznał.

Czy występ w Barcelonie to porażka? "Dla mnie nie. Kibice mogą to inaczej odebrać, ale każde wyjście na taką arenę jest już dla mnie sukcesem. Zabrakło mi w tym roku trochę startów, pogubiłem się technicznie i nie miałem tyle szczęścia, stąd dziesiąta lokata" - zaznaczył.