Jonasson miał w ogóle pechowy weekend. W sobotę na torze w Esbjergu odpadł z rywalizacji w indywidualnych mistrzostwach świata właśnie przez kłopoty sprzętowe. Dzień później w Poznaniu dysponował zaledwie jednym sprawnym motocyklem, a gdy i ten nawalił, pożyczył maszynę od swojego klubowego kolegi Pawła Hliba.

Reklama

"Spisywała się dobrze, Thomas wygrywał na niej swoje wyścigi" - mówi trener Lotosu Wybrzeże Stanisław Chomski, którego drużyna łatwo pokonała rywali 56:34.

Feralny moment nastąpił w wyścigu 14. Tuż po starcie sprzęt Jonassona zdefektował. Siłą rozpędu zawodnik zjechał na murawę, a gdy zsiadł z motocykla, buchnęły z niego płomienie. Sytuacja nieco zaskoczyła pracowników obsługi meczu, czemu trudno się dziwić, bo nie zdarza się to przecież często podczas żużlowych zawodów. Szybko jednak pożar ugaszono, ale motocykl nadaje się już tylko na złom. Jonasson był załamany całą sytuacją, a co ciekawe humoru nie tracił właściciel spalonej maszyny - Hlib, pocieszając kolegę.

"Trudno się mówi, to się przecież mogło przytrafić każdemu. Na pewno nie będę się od niego domagał żadnego odszkodowania, tym bardziej, że sam użyczyłem mu sprzętu za darmo. W końcu świetnie znamy się z Thomasem od wielu lat" - powiedział Hlib.

W tym miejscu warto przypomnieć, że żużlowcy sami muszą się troszczyć o sprzęt na jakim startują.

Reklama

>>>Czytaj także: Kowalczyk ciężko trenuje w Zakopanem