Wracaliśmy z kolegą z Wieliczki z mistrzostw kraju. Szczęście w nieszczęściu, że usiedliśmy w przedostatnim wagonie pociągu jadącego z Krakowa do Warszawy. W przedziale były cztery osoby. W pewnym momencie poczuliśmy potężne uderzenie i ogromny huk, a za chwilę dwa lżejsze. To pierwsze to musiało być zderzenie lokomotyw. I za chwilę oczekiwanie, kiedy się zatrzymamy - relacjonował PAP 32-letni Wandachowicz.

Reklama

Pingpongista pochodzący z Międzyzdrojów wracał do domu już w sobotę, bowiem tego dnia zakończył start w MP, m.in. w singlu odpadł w drugiej rundzie po porażce z późniejszym triumfatorem Wangiem Zeng Yi 0:4.

Zamieszanie było ogromne, widok makabryczny, ale szybko przyjechali strażacy i rozpoczęli sprawnie prowadzoną akcję ratunkową. Co roku na mistrzostwa Polski jeździłem z żoną, która też gra w tenisa stołowego, ale tym razem Sylwii nie było. Może i lepiej, bo wtedy usiedlibyśmy gdzieś bliżej... - dodał.

Wandachowicz dopiero w niedzielę dotarł do Międzyzdrojów. Autokarem zostaliśmy przewiezieni do Warszawy, a ze stolicy pociągiem udałem się do Szczecina, skąd odwiózł mnie brat. Dopiero kilka godzin po tragedii tak naprawdę doszło do mnie, co się wydarzyło. Przecież mogło być różnie... - stwierdził zawodnik, który na co dzień występuje w drugiej lidze niemieckiej w MTV Jever.

Reklama

W katastrofie kolejowej w okolicach Szczekocin zginęło 16 osób, a 57 zostało rannych.