W spotkaniu GKS Bełchatów - Lech Poznań wzięli pod lupę Marcina Kikuta i Łukasza Gargułę, ale do Brukseli wrócili rozczarowani.
Piłkarzem numer jeden na liście życzeń Fiołków pozostaje Paweł Brożek z krakowskiej Wisły. Napastnik biało-czerwonych cały czas utrzymuje wysoką formę, i to właśnie on ma szansę trafić latem na Constant Vanden Stock. Brożek był przymierzany do Anderlechtu już zimą, ale ostatecznie obie strony nie doszły do porozumienia.
Kikut ma w swoim kontrakcie klauzulę odstępnego w wysokości pół miliona euro. Nie jest to kwota, która mogłaby odstraszyć Belgów, zważywszy na to, że za "Wasyla" właściciele tego klubu zapłacili 800 tysięcy euro. Jednak na razie bardziej zniechęca ich sama gra lechity. Być może pomocnik Kolejorza czuł na sobie zbyt dużą presję. Urodzony w Barlinku piłkarz byłby przydatny Anderlechtowi - może bowiem grać zarówno w pomocy, jak i w obronie.
Menedżerowie rozglądają się również za dobrym rozgrywającym - stąd pomysł z Gargułą. Pomocnik z Bełchatowa nie przypomina w obecnej chwili piłkarza z poprzedniego sezonu, toteż jego gra rozczarowała gości z Belgii. "Anderlecht interesuje się polskimi piłkarzami. Wiem, że tak jest, bo nie tylko pisze o tym prasa, ale także w klubie pytają mnie o to ludzie. Marcin Kikut pozostaje w kręgu zainteresowań Anderlechtu" - mówi Wasilewski.
"Trzeba jednak pamiętać, że niedawno na pozycję prawego pomocnika, na jakiej występuje "Kiki", klub kupił Gilleta, reprezentanta Belgii, wiec konkurencja jest duża. Na prawej obronie też (śmiech). Uważam jednak, że jeśli dostanie konkretną propozycję, nie powinien się wahać. Warto spróbować swoich sił w silnej lidze" - kończy "Wasyl".