W szpony hazardy Gevorgyan wpadł po debiucie w reprezentacji. "Od tego się zaczęło. Dostałem podwyżkę, uderzył mi woda sodowa i poczułem się wielkim piłkarzem, któremu wszystko wolno. Na dodatek po pierwszej wizycie w kasynie wyszedłem na plus. Grałem wówczas na automatach. Zagrałem za pięćdziesiąt złotych, a wygrałem dziewięćset" - wspomina.

Z czasem stawki poszły w górę, a wizyty stawały się codziennością. Trwało to przez cztery lata. "Zacząłem grać w ruletkę na stołach vipowskich, gdzie najmniejsza stawka wynosi pięćset złotych. Wpadłem w trans. To nie jest normalne, żeby zaraz po treningu wsiadać w samochód i jechać do Warszawy, żeby tylko zagrać. Jeżeli miałem ochotę na wizytę w kasynie, nikt nie był w stanie mnie upilnować" - opowiada.

"To jednak już przeszłość. Wyleczyłem się z hazardu W ŁKS dali mi szansę i zamierzam ją wykorzystać. Chciałbym wrócić do reprezentacji" - przekonuje.

W Łodzi Gevorgyan mieszka przy Piotrkowskiej, naprzeciw kasyna. Takie sąsiedztwo nie stanowi dla niego problemu. Marzenia o wysokiej wygranej zamienił na czysto piłkarskie.





Reklama