PAP: Przed panem siódma walka mistrzowska o pasy najważniejszych federacji, ale nigdy nie bronił pan tytułu na zagranicznym ringu.
Krzysztof Włodarczyk: Najważniejsza jest forma sportowa, a o nią jestem spokojny. Przygotowałem się solidnie, aby wrócić z antypodów z pasem WBC. Nic nie stoi na przeszkodzie w zrealizowaniu celu.
PAP: Danny Green powiedział, że walkę obejrzy na żywo ok. 5,5 tysiąca kibiców. Rodaków zbyt wielu nie można się spodziewać.
K. W.: Nie ma dla mnie znaczenia, czy boksuję przy 5 czy 55 tysiącach. Z pewnością będzie ogromna wrzawa i "uaaa" po każdym zetknięciu z Greenem, lecz tym się nie przejmuję. Jadę pokazać dobry boks i wygrać.
PAP: Zabiera pan żonę do Australii?
K. W.: Tak, Małgosia przyleci cztery dni przed pojedynkiem, wraz z kilkorgiem przyjaciół. Oni będą mnie wspierać na trybunach. Zaś przy ringu jak zawsze będę mógł liczyć na trenera Fiodora Łapina, masażystę Janka Sobieraja i promotora Andrzeja Wasilewskiego.
PAP: Spędzi pan dziesięć dni w Perth. Bokserzy czasem narzekają, że strasznie dłuży im się czas przed zagranicznymi walkami.
K. W.: Fiodor Łapin ma rozplanowany każdy dzień, więc nie będę się nudził. W wolnym czasie zamierzam poczytać o motoryzacji, która jest moją pasją, oraz o nowinkach technicznych np. w elektronice.
PAP: Green przypomina stylowo któregoś z wcześniejszych pana rywali?
K. W.: Myślę, że nie. Danny jest twardym pięściarzem, który przyjmuje walkę, chętnie wdaje się w wymianę. Ale nie ma tak silnego ciosu jak Francisco Palacios. Portorykańczyk ma chyba jedno z najmocniejszych uderzeń w kategorii junior ciężkiej.
PAP: Nigdy wcześniej pana przeciwnikowi nie pomagał Polak...
K. W.: Wiem, że Green sparował z Andrzejem Fonfarą, ale mnie to ani ziębi ani grzeje. Nawet byłem zdziwiony, ponieważ Andrzej boksuje inaczej niż ja, nie można go porównywać do mnie. Może Australijczyk liczył, że skoro jesteśmy z jednego kraju, to walczymy bardzo podobnie.
PAP: Strategia na walkę jest już ustalona?
K. W.: Zostały detale, ale nie chciałbym nic mówić. Kibice zobaczą wszystko w ringu.
PAP: To pan będzie agresorem, odważniejszy między linami? Parę miesięcy temu w Bydgoszczy w konfrontacji z Palaciosem tak nie było.
K. W.: Z pewnością chcę inaczej, lepiej zaprezentować się niż w hali Łuczniczka. Nie chciałbym też powtórzyć tego samego błędu, co z rewanżowej potyczki z Amerykaninem Steve'm Cunninghamem w 2007 roku. Nie wiem do dziś, dlaczego przegrałem, co się ze mną stało. Strata tytułu IBF była bolesna.
PAP: Green dwa razy przegrał z Marcusem Beyerem, mimo że w każdej walce miał przynajmniej raz Niemca na deskach. Widział pan te pojedynki?
K. W.: Oglądałem trzy inne, a o tych dwóch słyszałem. Odbyły się w kategorii junior półciężkiej, gdy Green ważył ponad 10 kg mniej. Zobaczymy, jak poradzi sobie w cruiserweight, ja będę bił mocniej od Beyera.
PAP: Australijczyk ma już 38 lat. Stać go na zaskakujący atak od pierwszego gongu?
K. W.: Zaatakował ostatnio Antonio Tarvera, a potem widzieliśmy, jak skończył. Przegrał z Amerykaninem.