Drugie miejsce w niedzielę zajął Katarczyk Nasser Al-Attiyah (Toyota) ze stratą 2.17, ale utrzymał pozycję lidera klasyfikacji generalnej, a jako trzeci na mecie etapu zameldował się Hiszpan Carlos Sainz (Mini) ze stratą 6.56.

Pecha miał Jakub Przygoński (Mini), który po piątym etapie był na doskonałej czwartej pozycji. W niedzielę w jego samochodzie na początku rywalizacji awarii uległa skrzynia biegów. Nie udało się jej naprawić, serwis musiał ją wymienić. Przygoński stracił ponad godzinę, później starał się odrabiać straty, ale do mety dojechał na 13. pozycji, tracąc do zwycięzcy blisko półtorej godziny i spadł na szóste miejsce w klasyfikacji generalnej. Po sześciu etapach polski kierowca Mini ma stratę ponad dwóch godzin do lidera.

W rywalizacji motocyklistów triumfował na 6. etapie Chilijczyk Pablo Quintanilla (Husqvarna). Maciej Giemza zajął 19. miejsce ze stratą 45.25, a Adam Tomiczek był 22. - strata 54.39. W klasyfikacji generalnej prowadzi Quintanilla, Tomiczek jest 21. a Giemza 28.

Reklama

Na piątym miejscu ukończył niedzielny etap w kategorii quadów Kamil Wiśniewski, który stracił ponad 50 minut do zwycięzcy i lidera klasyfikacji po sześciu etapach Argentyńczyka Nicolasa Cavigliasso. W "generalce" Wiśniewski awansował na czwarte miejsce, za trójką kierowców argentyńskich.

Reklama

Do niedzielnego etapu nie wystartowała już załoga Aron Domżała i Maciej Marton. Pomimo starań, nie udało się wydobyć ich Toyoty z wąskiego kanionu, w który wjechali we mgle tuż przed końcem piątkowego etapu.

Jadąc we mgle po szczytach gór, zjechaliśmy do kanionu. Zatrzymaliśmy się na półce skalnej, dalej była już tylko przepaść, a droga za nami była zdecydowanie zbyt stroma, żeby wracać. Wydostaliśmy się z Maćkiem z auta, wzięliśmy najpotrzebniejsze rzeczy i ruszyliśmy w stronę trasy tak, aby ktoś mógł nas ewakuować. Wspinaczka zajęła nam blisko 20 min. Gdy wydostaliśmy się na szczyt góry, zorientowaliśmy się, że nikt już nie jedzie po trasie. Organizator wcześniej przerwał oes ze względu na dużą mgłę w górach i byliśmy jedną z ostatnich załóg, które pokonywały ten fragment trasy. Przez telefon satelitarny wezwaliśmy pomoc, która na szczęście zjawiła się już po dwóch godzinach - relacjonował Aron Domżała.

Ściągnięto na miejsce ośmiotonowy, wojskowy śmigłowiec transportowy, ale z uwagi na mgłę nie udało się wydostać Toyoty z pułapki. Oznaczało to dla polskiej załogi koniec przygody z Dakarem, bowiem przekreśliło szanse dotarcia na biwak w limicie czasu.

Niedzielny, szósty etap prowadził z Arequipy do San Juan de Marcona. Motocykle i quady miały do pokonania 839 km (OS 317 km), a samochody, pojazdy UTV i ciężarówki 810 km (OS 291 km).