Konkurs ułożył się po myśli Anity Włodarczyk. Wprawdzie w pierwszej kolejce rzuciła w siatkę i spaliła, ale po drugiej objęła prowadzenie i nie oddała go już do końca. Na jej twarzy od początku malował się spokój. Nawet po nieudanych próbach widać było, że wie czego chce i jest na to przygotowana. Prawdziwa walka toczyła się za jej plecami, bo jak Włodarczyk sama powiedziała: Wiedziałam, że nikt nie będzie w stanie rzucić więcej niż 76 metrów.

Reklama

To się wprawdzie nie sprawdziło, bo Chinka uzyskała 77,03, ale dopiero w ostatniej kolejce. Największy sukces w karierze odniosła MalwinaKopron, która - nie bez nerwów - wywalczyła brąz, choć przed ostatnią kolejką była druga. Na półmetku rywalizacji brązowa medalistka mistrzostw świata 2017 była siódma. Wyraźnie widać było, że to nie jest wszystko na co ją stać. Ona sama też się denerwowała, krzyczała na siebie, podchodziła do trenera-dziadka Witolda.

To wszystko podziałało. W końcu w piątej kolejce uzyskała 75,49 i wyszła na drugie miejsce. Qang w ostatnim podejściu na to jednak nie pozwoliła, a Polka nie umiała już odpowiedzieć. Po swojej ostatniej próbie popłakała się, a po konkursie ze łzami w oczach pobiegła na trybuny, gdzie czekała duża grupa polskiej reprezentacji.

Włodarczyk trzeci raz złota

Także Włodarczyk nie umiała ukryć wzruszenia. Przed wejściem po raz ostatni do koła zasłoniła twarz dłońmi. Wtedy już wiedziała, że po raz trzeci jest złota. Tylko chodziarz Robert Korzeniowski zdobywał tytuły mistrza olimpijskiego w trzech kolejnych igrzyskach. Taka sztuka nie udała się wcześniej nawet nieżyjącej już Irenie Szewińskiej, która jednak mogła pochwalić się siedmioma krążkami tej imprezy.

Z trybun Włodarczyk porwała okulary z kółkami olimpijskimi i wielki transparent z napisem: "Daj spokój". W ten sposób nawiązała do śmiesznej sytuacji ze zgrupowania przygotowawczego z Takasaki, kiedy japoński kibic przekazał Polce kartkę z tym napisem, ale miał on znaczyć: "Do boju". Translator źle to jednak przetłumaczył.

Kolekcja tytułów

Reklama

Niespełna 36-letnia Włodarczyk (urodziny ma za pięć dni) wcześniej była najlepsza w Londynie w 2012 roku i w Rio de Janeiro w 2016. O jej sukcesach można pisać dużo. Praktycznie na dekadę zdominowała tę konkurencję. Do dwóch tytułów mistrzyni olimpijskiej (w Londynie przegrała z Tatianą Łysenko, ale Rosjanka została zdyskwalifikowana za doping) dołożyła po cztery złote medale mistrzostw świata i Europy. Od 28 sierpnia 2016 do niej należy też rekord globu - 82,98.

Dwa ostatnie sezony miała jednak stracone z powodu kłopotów zdrowotnych, a poza tym zmieniła trenera - teraz ćwiczy pod okiem Chorwata Ivicy Jakelica. Pierwsze tegoroczne starty miała słabe, ale cały czas zapewniała, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Już przed wylotem do Tokio dała sygnał, że jest coraz lepiej, kiedy rzuciła 77,92. Także w eliminacjach, które wygrała, pokazała rywalkom, że jest w wysokiej formie.

To co zrobiłam, to spełnienie moich marzeń. Królowa wróciła po dwóch ciężkich latach. Wiele osób już mnie skreśliło. Ja zawsze wierzyłam i z optymizmem patrzyłam w przyszłość. Już po czwartym rzucie nie miałam siły, emocjonalnie byłam wykończona. Wiedziałam, że rywalki już mnie nie przerzucą - mówiła na antenie TVP.

Trenująca ze swoim dziadkiem Kopron jest brązową medalistką mistrzostw świata z Londynu (2017) i w tym sezonie prezentowała bardzo dobrą i stabilną formę. Przed igrzyskami eksperci także typowali ją do olimpijskiego podium.

70 złotych medali Polaków

Medal Włodarczyk jest 70. złotem w historii startów polskich sportowców w letnich igrzyskach. Łącznie biało-czerwoni mają w dorobku 289 medali.

We wtorek z Polaków na podium stanęli także kajakarki Karolina Naja i Anna Puławska w K2 na 500 m oraz zapaśnik Tadeusz Michalik, który wywalczył brąz w kat. 97 kg w stylu klasycznym.

Łącznie w Tokio do tej pory biało-czerwoni zdobyli sześć medali. Wcześniej złoty zdobyła sztafeta mieszana w biegu 4x400 m oraz srebrny wioślarki w czwórce podwójnej.