We wszystkich czterech przegranych spotkaniach Lakers musieli sobie radzić bez Dennisa Schroedera, któremu występ uniemożliwiły przepisy sanitarne związane z COVID-19. W piątek niemiecki rozgrywający wrócił na boisko w dobrym stylu, zdobywając 22 punkty.

Reklama

Jego powrót wiele dla nas znaczy. Jego energii bardzo nam brakowało. Z nim jesteśmy po prostu silniejsi - powiedział o Schroederze LeBron James.

Gwiazdor i lider Lakers był najskuteczniejszy w swoim zespole, ale w statystykach zapisał się 28 punktami, 11 zbiórkami, siedmioma asystami, czterema przechwytami i trzema blokami.

Gości od czwartej kolejnej porażki, co w tym sezonie przytrafiło im się po raz pierwszy, nie uchroniło 35 punktów Damiena Lillarda.

Zespół z Oregonu z bilansem 18 zwycięstw i 14 porażek plasuje się na szóstej pozycji w tabeli Konferencji Zachodniej. Lakers zajmują trzecie miejsce (23-11), a przed nimi są tylko lokalny rywal - Clippers (24-11) i Utah Jazz (26-7).

Clippers po 24 godzinach zrewanżowali się za 28-punktową porażkę Memphis Grizzlies, wygrywając w ich hali 119:99, natomiast będący obecnie najlepszym zespołem rozgrywek "Jazzmani" ulegli na Florydzie Miami Heat 116:124.

Bohaterem spotkania w American Airlines Arena był Jimmy Butler, który uzyskał najwyższą w sezonie liczbę 33 punktów, miał też 10 zbiórek i osiem asyst. Słoweński rezerwowy Goran Dragic dodał 26 pkt, a grający mimo kłopotów z kolanem środkowy Bam Adebayo odnotował 19 pkt, 11 zbiórek i siedem asyst.

Mecz na bardzo wysokim poziomie, kilku naszych graczy spisało się świetnie - skomentował trener Heat Erik Spoelstra.

Reklama

Jego zespół wygrał po raz piąty z rzędu i dołożył liderów sezonu do swoich "skalpów" z ostatnich dni, kiedy pokonał mistrzów dwóch poprzednich sezonów, czyli Toronto Raptors (2019) i Lakers (2020). Mimo to z bilansem 16-17 zajmuje szóstą lokatę na Wschodzie. Prowadzą "Szóstki" z Filadelfii (22-11).

Donovan Mitchell z 30 pkt był najlepszym strzelcem drużyny z Salt Lake City, która doznała trzeciej porażki w ostatnich 25 występach.

Dziś natrafiliśmy na rywala, którego naprawdę nie było jak "ugryźć" - ocenił rozgrywający gości Mike Conley.

Sergio Scariolo przed tygodniem prowadził reprezentację Hiszpanii w rozegranych w "bańce" w Gliwicach spotkaniach eliminacji mistrzostw Europy, a w piątek kierował ekipą Toronto Raptors w NBA. Włoski szkoleniowiec dowodził zespołem z ławki, gdyż główny trener Nick Nurse i jego pięciu innych asystentów zostało skierowanych na kwarantannę w związku z pandemią koronawirusa. Z tego samego powodu w składzie zabrakło Kameruńczyka Pascala Siakama.

"Debiut" Scariolo wypadł udanie, gdyż podejmująca w tym sezonie rywali w Tampie na Florydzie - ze względu na zamkniętą granicę amerykańsko-kanadyjską - ekipa z Toronto wygrała 122:111.

Kyle Lowry po raz 16. w karierze osiągnął tzw. triple-double, dzięki 20 punktom, 11 zbiórkom i 10 asystom. Wśród gospodarzuy skuteczniejszy był jednak Fred VanVleet - 25 pkt.

Victor Oladipo zdobył 27 pkt dla "Rakiet", które doznały 10. z rzędu porażki i z bilansem 11-20 na Zachodzie wyprzedzają jedynie Minnesota Timberwolves. Raptors (17-17) są obecnie czwartą drużyną Konferencji Wschodniej.