„Po rozmowach z naszą federacją lekkoatletyczną i instytutem zdrowia publicznego zdecydowałem się na start, pomimo że po powrocie będę musiał poddać się 10-dniowej kwarantannie z racji tego, że Monako jest od tygodnia strefą czerwoną. Stwierdziłem jednak, że jest to mój zawód i nie jestem lepszy od innych, którzy w czasie pandemii koronawirusa muszą pracować" - powiedział Norweg na antenie telewizji NRK.
Wyjaśnił, że narzucił sobie wyjątkowe środki ostrożności i obostrzenia. Mieszkanie, które wynajął z trenerem Leiwem Olavem Alnesem, zostało kilkakrotnie gruntownie zdezynfekowane i ograniczył wychodzenie z niego do minimum. Wykluczone są też posiłki na miejscu, jak i zakupy, a jedzenie na cały pobyt przywiózł z Norwegii.
"Wszystkie produkty to hermetyczne konserwy, które przed otworzeniem dodatkowo odkażamy. Są to typowe norweskie przetwory, które zabieramy zwykle na wycieczki w góry. Teraz czuję się, jakbym był na norweskim pikniku, tyle że w Monako" - opisał Norweg.
"Ktoś może pomyśleć że zachowuję się jak idący na rzeź przerażony kurczak, lecz ja traktuję tę pandemię wyjątkowo poważnie i jestem w pewnym sensie z tego dumny. Jestem znaną osobą, więc być może młodzi Norwegowie zrozumieją, że to nie są żarty" - podkreślił. Skomentował w ten sposób masowe łamanie restrykcji epidemiologicznych w Norwegii przez młodych ludzi.
Warholm będzie w Monako jedną z gwiazd, a konkurencja znalazła się w programie mityngu dzięki jego sponsorowi.
Ma to być też jego pierwszy start na 400 metrów przez płotki w tym sezonie, ponieważ z powodu pandemii koronawirusa i odwołania szeregu mityngów wystartował tylko raz, 11 czerwca podczas mityngu w Oslo, lecz na dystansie o 100 metrów krótszym. Biegnąc samotnie uzyskał wynik 33,79 sekundy, który jest nieoficjalnym rekordem świata.