Kibice na stadionie we Wrocławiu przeżyli spory zawód. Najpierw, gdy okazało się, że tego wieczoru na murawie nie pojawi się najlepszy polski piłkarz. Brzęczek postanowił, że Robert Lewandowski w meczu z Irlandią nie zagra. W składzie biało-czerwonych zabrakło też strzelca jedynego gola z piątkowego spotkania z Włochami Piotra Zielińskiego. Bez tych dwóch piłkarzy nasza ofensywa kompletnie zawodziła. Grający w ich miejsce duet napastników Arkadiusz Milik - Krzysztof Piątek zaliczył bezbarwny występ.
Ale nie tylko oni zawiedli. Cały zespół zaprezentował się zdecydowani gorzej niż w Bolonii. Gra podopiecznych Brzęczka była wolna i przewidywalna. Brakowało przyspieszenia oraz elementu zaskoczenia. Goście z Wysp z łatwością rozbijali próby ataków naszych piłkarzy. Sami też nie zachwycili swoją grą, ale potrafili przeprowadzić jedną skuteczną akcję. Po niej w 53. minucie gola strzelił Aiden O'Brien. Gdy już wszystko wskazywało, że mecz zakończy się porażką biało-czerwonych bramkę na wagę remisu zdobył Mateusz Klich.
Jeśli ktoś po meczu z Włochami myślał, że reprezentacja po fatalnym występie na mundialu w Rosji już wróciła na dobre tory, to po spotkaniu z Irlandią musi zweryfikować swoje poglądy. Po wtorkowym meczu nie da się powiedzieć nic pozytywnego, a wyrównujący gol Klicha tylko przypudrował słabości naszych piłkarzy.