Zadyma zaczęła się w momencie, gdy dwóch miejscowych chuliganów próbowało podpalić jedną z flag należących do kibiców gości. Ci nie pozostali dłużni, przeskoczyli przez ogrodzenie i znaleźli się na murawie - pisze "Fakt".

Awanturnicy z Lublina zrobili to samo. Obie grupy ganiały się po boisku. Regularna walka trwała kilka minut. Piłkarze opuścili murawę, po tym jak arbiter, zobaczywszy, co się dzieje, przerwał grę. Sytuacja uspokoiła się dopiero po wkroczeniu oddziałów policji.

Reklama

"Dostaliśmy sygnał od organizatorów, że ochrona sobie nie radzi. Cała nasza akcja prewencyjna trwała sześć minut. Użyliśmy broni gładkolufowej. Nikogo nie zatrzymaliśmy" - mówi rzecznik prasowy Komendy Miejskiej w Lublinie podkomisarz Witold Laskowski.

"Organizacyjnie nie mamy sobie nic do zarzucenia. Po wtargnięciu chuliganów na boisko sytuacja wymknęła się spod kontroli i musieliśmy wezwać na pomoc policję. Spodziewamy się kar finansowych" - dodaje prezes Motoru Waldemar Paszkiewicz.

Reklama