Ależ to był dramatyczny mecz! W thrillerze na Stamford Bridge Chelsea Londyn musiała pokonać Manchester United, jeśli chciała jeszcze marzyć o tytule mistrzowskim. Piłkarze Avrama Granta udźwignęli olbrzymi ciężar. Byli zespołem lepszym, dojrzalszym, a przede wszystkim grali o zwycięstwo.
Alex Ferguson przyjechał do Londynu po remis, a stara piłkarska prawda mówi, że w takich sytuacjach zawsze przegrywasz. "To zwycięstwo jest dla Franka i jego rodziny w tym trudnym czasie" - mówił po meczu bohater gospodarzy Ballack, mając na myśli klubowego kolegę Franka Lamparda, który nie mógł zagrać w tym spotkaniu - w tygodniu zmarła jego matka Pat. "Moi piłkarze wygrali dla niego. Pokazali, że jesteśmy wielką rodziną" - promieniał ze szczęścia Grant.
Porażka United nie oznacza jeszcze wielkiej tragedii. Czerwone Diabły wciąż mają szansę na zdobycie mistrzostwa Anglii i wygranie Ligi Mistrzów. Muszą jednak uporać się z Barceloną, a w Premiership wygrać dwa mecze - z West Hamem na Old Trafford i Wigan Athletic na wyjeździe. Może jednak spełnić sięnajczarniejszy scenariusz i zespół z Old Trafford zostanie na koniec sezonu z niczym.
Grant wierzy, że rywale potkną się i stracą punkty. "Nie jest łatwo wygrać dwa spotkania, kiedy grasz pod taką presją. Dlatego wierzę, że na koniec sezonu to my będziemy szczęśliwi" - przekonuje menedżer Chelsea. Zapomina chyba jednak, że jego zespół ma teraz tyle samo punktów co Manchester, a zdobyć tytuł może tylko wówczas, kiedy piłkarze Fergusona zgubią gdzieś punkty, a The Blues wygrają oba swoje mecze - z Newcastle i Boltonem. Presja jest więc taka sama. "Wygraliśmy z Manchesterem na Stamford Bridge. Pokonaliśmy Arsenal. Jesteśmy w stanie wygrać z Newcastle na wyjeździe" - mówi Grant.
Po meczu na Stamford Bridge doszło do przepychanek pomiędzy obsługa murawy, a piłkarzami United, którzy mieli tam krótkie rozbieganie. Sprawą ma się zająć komisja dyscyplinarna angielskiej federacji piłkarskiej.