Na debiut Paulo Sousy w roli trenera reprezentacji Polski wszyscy czekali z ogromnym zainteresowaniem. Portugalczyk zaskoczył wielu ekspertów sadzając na ławce rezerwowych Kamila Glika, który był przez ostatnia lata filarem defensywy biało-czerwonych.

Reklama

Koźmiński przyznał, że nie był zdziwiony wyjściową "jedenastką", ale jego zdaniem trener podjął duże ryzyko rezygnując z Glika, którego wejście na boisko w 58. minucie natychmiast uspokoiło grę defensywną polskiej drużyny. To była dla Kamila trudna sytuacja, ale wszedł i dał solidną zmianę. Wcześniej w naszej grze defensywnej było mnóstwo nerwowości – podkreślił.

Srebrny medalista igrzysk olimpijskich w Barcelonie nie sądzi, aby przyczyną tego bałaganu w obronie była zmiana ustawiania i fakt, że w tym składzie osobowym zagrała ona po raz pierwszy.

Sytuacja jak w meczu z Senegalem

To były indywidualne błędy, a nie systemowe, wynikające ze złego ustawiania czy przesuwania. Błędy zdarzają się w każdym meczu, ale tutaj ich skala była ogromna. Najgorsze, że pewne niewłaściwe zachowania powtarzają się, bo pierwszy gol był niemal kopią bramki na 0:2 w meczu z Senegalem na mistrzostwach świata w Rosji. Podanie "za kołnierz" Jana Bednarka i już zrobił się ogromny problem. Różnica była tylko taka, że tam Wojciech Szczęsny wybiegł daleko do przodu i dał się wyminąć, a tu cofał się do bramki – przypomniał Koźmiński.

Przed rozpoczęciem tego cyklu eliminacji Sousa zadeklarował, że numerem 1 w bramce będzie Szczęsny.

Wydawało się, że to jest dobra decyzja, że tak należało postąpić. W Budapeszcie Szczęsny nie zaliczył jednak udanego występu, na pewno nie pomógł drużynie, tak jak mógł. Nie można go jednak przekreślać, jak również innych zawodników. To jest sport i każdy ma prawo do słabszego dnia – stwierdził.

Dlaczego nie grali od początku?

Gra biało-czerwonych odmieniła się, gdy po stracie drugiej bramki na boisku pojawili się: Glik, Kamil Jóźwiak i Krzysztof Piątek. Selekcjoner był chwalony za właściwą reakcję, ale z drugiej strony zadawano sobie pytanie, dlaczego ten tercet nie grał od początku.

Nie można stawiać sprawy w ten sposób, że Sousa popełnił błędy przy wyborze podstawowej jedenastki, albo że jest znakomitym trenerem, bo dokonał właściwych zmian. Były one rzeczywiście bardzo udane, bo Jóźwiak "rozhuśtał" nam skrzydło i strzelił ważnego gola, Piątek zdobył bramkę w swoim stylu i tchnął nowego ducha w drużynę, a Glik – jak już mówiłem – wprowadził spokój w defensywie. Każdy z tych zawodników wszedł na boisko z odpowiednią energią, ale w tym, że akurat wtedy nasza gra natychmiast się odmieniła było trochę przypadku. Generalnie z tej trójki tylko Glik nadawał się do gry od pierwszej minuty – ocenił Koźmiński.