Od pierwszej minuty drużyną atakującą był Śląsk, a Górnik cofnięty na własną połowę szukał szans w kontratakach. Gra toczyła się na połowie gości, wrocławianie dłużej utrzymywali się przy piłce, ale ich akcjom brakowało ostatniego, otwierającego drogę do bramki podania. Jak można efektownie i precyzyjnie podawać pokazał w końcu Sito Riera. Hiszpan stojąc tyłem do bramki piętką zagrał do wbiegającego w pole karne Kamila Bilińskiego, a ten potężnym strzałem nie dal szans Sergiuszowi Prusakowi. Defensywa Górnika była zupełnie zaskoczona zagraniem Riery.

Reklama

Po stracie gola podopieczni trenera Franciszka Smudy zaczęli grać odważniej. Podchodzili pressingiem pod Śląsk i tym nie było już tak łatwo przedostać się pod pole karne rywali. Górnik angażował też więcej zawodników do akcji ofensywnych, ale brakowało precyzji, aby przedrzeć się przez defensywę gospodarzy.

Poważniej przyjezdni zagrozili bramce Śląska dopiero tuż przed przerwą po stałym fragmencie gry, kiedy głową strzelał Przemysław Pitry i trafił w boczną siatkę. Wówczas było już jednak 2:0 dla zespołu trenera Jana Urbana. Po szybkiej akcji i zagraniu Bilińskiego na wolne pole w idealnej sytuacji znalazł się Robert Pich. Słowak huknął jak z armaty i Prusak był bez szans. Była to jedna z nielicznych składnych akcji Śląska po wyjściu na prowadzenie i od razu dała podwyższenie wyniku.

Po przerwie Górnik miał gonić wynik, ale to Śląsk atakował i powinien pierwszy zdobyć kolejne gole. Bliski podwyższenia prowadzenia był przede wszystkim Łukasz Madej, ale najpierw minimalnie chybił zza pola karnego, a później przegrał pojedynek sam na sam z Prusakiem.

Chwilę po tej sytuacji goście pierwszy raz poważniej zagrozili bramce gospodarzy i od razu zdobyli kontaktowego gola. Obrońcy Śląska zupełnie zaspali po dośrodkowaniu Grzegorza Bonina i Szymon Drewniak z bliska wepchnął piłkę do siatki.

Gol niewiele zmienił w obrazie gry. Nadal częściej przy piłce był Śląsk, ale nie potrafił wykorzystać przewagi. Goście natomiast im było bliżej końca meczu, tym coraz bardziej się odkrywali i atakowali większą liczbą piłkarzy. W końcu dopięli swego. Po centrze Javiera Hernandeza piłka tak poleciała, że wpadła tuż pod poprzeczką do siatki.

Od tego momentu gra przenosiła się z jednej bramki pod drugą. W końcówce wyraźnie przycisnął Śląsk i mógł zdobyć gola. Po zagraniu Riery w dogodnej sytuacji był Łukasz Zwoliński, ale trafił wprost w Prusaka i mecz zakończył się remisem.

Śląsk Wrocław – Górnik Łęczna 2:2 (2:0)
Bramki: 1:0 Kamil Biliński (16), 2:0 Robert Pich (42), 2:1 Szymon Drewniak (57-głową), 2:2 Javier Hernandez (81)
Żółta kartka – Śląsk Wrocław: Sito Riera, Kamil Dankowski; Górnik Łęczna: Łukasz Tymiński, Javier Hernandez
Sędzia: Daniel Stefański (Bydgoszcz)
Widzów: 7 75
Śląsk Wrocław: Mariusz Pawełek - Kamil Dankowski, Piotr Celeban, Adam Kokoszka, Mateusz Lewandowski – Łukasz Madej (81. Mario Engels), Aleksandar Kovacevic, Ostoja Stjepanovic (88. Augusto), Sito Riera, Robert Pich - Kamil Biliński (63. Łukasz Zwoliński)
Górnik Łęczna: Sergiusz Prusak - Gabriel Matei, Przemysław Pitry, Aleksander Komor, Dariusz Jarecki - Grzegorz Bonin, Paweł Sasin (69. Vojo Ubiparip), Łukasz Tymiński (46. Szymon Drewniak), Grzegorz Piesio (61. Piotr Grzelczak), Javier Hernandez – Bartosz Śpiączka.