Dla wielu osób brak śniegu w grudniu to powód do zadowolenia. Ale z powodu fatalnej dla skoczków narciarskich pogody Kamil Stoch (24 l.) nie ma gdzie pracować nad błędem. Przygotowana do treningów skocznia to rarytas.
W Europie jest ciepło, śniegu nie ma nawet w Skandynawii. Skocznie nie są przygotowane, a jeśli już któryś obiekt udało się doprowadzić do użytku, gospodarze chuchają i dmuchają na utrzymanie takiego stanu. O treningach nie ma więc mowy. A Stoch w przerwie między zawodami Pucharu Świata powinien poćwiczyć, by wyeliminować błąd popełniany na wyjściu z progu, gdzie wybija się za bardzo w przód.
"Myślę, że skorygowanie tego nie zajmie długo i żeby podczas kolejnego konkursu skoki Kamila były takie jak chociażby podczas sobotnich zawodów w Lillehammer" - mówił po imprezie w Norwegii trener reprezentacji Łukasz Kruczek. "Udajemy się do domu, będziemy realizować trening poza skocznią. Pogoda nas nie rozpieszcza i nie da się nigdzie potrenować na obiekcie" - dodał Kruczek.
Dlatego już dzisiaj Polacy będą w Harrachovie, gdzie Czesi wydali dodatkowe pół miliona złotych na przygotowanie skoczni. By mogły odbyć się tu zaplanowane na piątek, sobotę i niedzielę konkursy, pokryli ją sztucznym śniegiem wyprodukowanym przy pomocy azotu. Oficjalne treningi i kwalifikacje zaplanowane są tam na czwartkowe popołudnie, ale być może naszym kadrowiczom uda się dostać na skocznię wcześniej i oddać choć kilka skoków treningowych. Jeśli nie, Stoch będzie mógł wykorzystać na pracę nad techniką trzy próby z czwartku. Jako zawodnik zajmujący 8. miejsce w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata nie musi martwić się o kwalifikację. W tak samo komfortowej sytuacji jest klasyfikowany w generalce o miejsce niżej Piotr Żyła, który do tej pory na dużej skoczni w Harrachovie skakał tylko raz, podczas Pucharu Kontynentalnego.
>>>Czytaj także: Smuda chce Probierza w sztabie reprezentacji