Obecna skocznia została gruntownie przebudowana z okazji narciarskich mistrzostw świata w 2011 roku kosztem 200 milionów euro. Plany przewidywały położeniu igelitowego podłoża, lecz właścicielowi, którym jest miasto Oslo, zabrakło pieniędzy gdyż modernizacja kosztowala prawie dwa więcej niż kalkulowano.
Jak wyliczył Brathen zabrakło wtedy zaledwie 160 tysięcy euro, co przy tak ogromnych kosztach inwestycyjnych było kroplą w morzu.
W okresie letnim kompleks narciarski zwiedza milion turystów. "Oprowadzałem tu Leo Messiego, dla którego Holemnollen było jedyną rzeczą, którą znał w Norwegii. To samo powiedział przed rokiem aktor Chuck Norris" - wspomina Brathen.
„Większości zwiedzających skoki zna tylko z telewizji, a tu mieliby możliwość oglądać trenujących skoczków z bliska, na żywo, nie mówiąc już o letniej Grand Prix w noc świętego Jana. W tym czasie mamy białe noce, więc wieczorny konkurs w słońcu z pewnością zainteresowałby stacje telewizyjne z Polski i Niemiec, gdzie ten sport jest bardzo popularny wielki” - dodał.
Jego zdaniem inwestycja szybko by się zwróciła. Chodzi o maksymalnie 200 tysięcy euro ale gmina Oslo w dalszym ciągu tłumaczy się brakiem środków finansowych. "W ten sposób mamy wyjątkowo drogi obiekt używany kilka razy w roku. W tym sezonie było to sześć godzin. O letnim konkursie GP już prawie dziesięć lat tylko marzymy” - ubolewa norweski działacz.
Pierwsze skoki odbyły się na Holmenkollen w 1892 roku. Obiekt był sześć razy modernizowany, obecny jest dziełem "międzynarodowym". Głównym wykonawcą była szwedzka firma, architektem Belg z duńskiego biura projektowego, dźwigi zostały sprowadzone z Finlandii, a stalowa konstrukcja najazdu została wyprodukowana w Polsce, w Radomsku. Przywieziona w częściach do Norwegii została skręcona na miejscu.
Biograf norweskiej rodziny królewskiej Tor Bomann Larsen podkreśla, że dla Norwegów Holmenkollen jest wyjątkowym, niemal świętym miejscem.
„Królowie Norwegii od 1906 roku, z wyjątkiem lat wojny, byli zawsze obecni podczas zawodów narciarskich w marcu, bez względu na pogodę i zawsze obserwowali je do końca” - przypomina.
Panujący w latach 1957-91 Olav V nawet startował w konkursie w latach 1922 i 1923. Obecnie panujący (od 1991 roku) jego syn Harald V zasiadał na trybunie z herbem królewskim 63 razy i był nieobecny tylko raz, w tym roku, kiedy zawody rozgrywane były bez publiczności z powodu epidemii koronawirusa.
„Tak więc mamy drogą skocznię z wielką historią i pozycją w świecie, która nie jest obiektem całorocznym, a jeden z najbogatszych krajów Europy nie jest w stanie sfinansować letniego podłoża” - skomentował Brathen.