Zbyt wiele czasu na świętowanie nie było. Jak napisał Eisenbichler na Instagramie: "teraz do hotelu, coś zjeść i powrót do domu". Na tę zimę niemieccy skoczkowie mają bardzo ambitne plany, a ich występ w Wiśle jest tylko sygnałem, że przygotowani są znakomicie.

Reklama

Eisenbichler odniósł dopiero drugie w karierze zwycięstwo w zawodach Pucharu Świata. Zamiast jednak radości, czas na... analizę. "Mam wiele rzeczy do poprawienia. Chociażby lądowanie pozostawia nadal wiele do życzenia. Tracę przez to wiele punktów i właśnie tego chcę uniknąć w kolejnych startach" - zapowiedział.

Ale i przyznał: "z żółtego plastronu lidera klasyfikacji generalnej Pucharu Świata cieszę się tak samo, jak na nadchodzące święta Bożego Narodzenia. Marzeniem mojego dzieciństwa jest wznieść Kryształową Kulę".

By to marzenie się ziściło, przed Niemcem jeszcze daleka droga. Kolejny przystanek zaplanowany jest w fińskiej Ruce, gdzie już w weekend czeka następna "stacja" Pucharu Świata. A za trzy tygodnie pierwszy ważny sprawdzian sezonu - mistrzostwa świata w lotach w Planicy. To właśnie tam Eisenbichler w 2019 roku świętował swoje pierwsze zwycięstwo w zawodach PŚ.

Po raz ostatni dwóch niemieckich skoczków narciarskich było na dwóch pierwszych miejscach w zawodach Pucharu Świata 20 lat temu. Wtedy byli to Schmitt i Hannawald.

W Wiśle najlepszym z Polaków Piotr Żyła był piąty.