"Radość jest. Na warunki narzekać nie mogę, ze swoich skoków jestem bardzo zadowolony, co nie znaczy, że nie mam nad czym pracować" - zaznaczył Stękała, któremu próby na odległość 134 i 136,5 pozwoliły wyrównać najlepsze osiągnięcie w karierze.

Tym razem 25-letni zakopiańczyk zostawił w pokonanym polu największe gwiazdy biało-czerwonych - 11. miejsce zajął Kamil Stoch, a 15. był Dawid Kubacki.

Reklama

"Drugi skok był całkiem dobry, w pierwszym natomiast zabrakło mi energii. Nie było za to problemu z pozycją najazdową, więc chyba trzeba się było po prostu trochę oswoić z belką startową" - ocenił skoczek pochodzący z Zębu.

Na belkę już w piątek narzekał 33. w niedzielnym konkursie Jakub Wolny.

"Mamy problem z tą specyficzną belką. Ona jest lekko odchylona i ciut za niska, więc trzeba się odpowiednio z niej puścić. Inaczej zbyt późno uzyskuje się właściwą pozycję najazdową" - tłumaczył.

Kubacki przyznał, że to "na pewno nie był jego dzień".

"W pierwszym skoku zabrakło metrów, bo poszedłem za bardzo w górę, no i właściwie było już po wszystkim" - zauważył. Zawody zaczął od 125-metrowej próby, a w finale poprawił się o 9,5 m.

W niedzielę w Zakopanem było na ogół pogodnie, jednak zdecydowanie obniżyła się temperatura. Słupki rtęci opadały stopniowo od minus ośmiu, 10 w ciągu dnia, do 15-17 kresek poniżej zera popołudniu i wieczorem. Plusem w tej sytuacji było to, że wiatr nie przeszkadzał na tyle, aby zawodnicy musieli oczekiwać na swoje skoki.

Mimo apeli organizatorów, w ciągu trzech pucharowych dni wokół Wielkiej Krokwi panował spory ruch. Zabezpieczający imprezę policjanci przypominali o obowiązku zachowania dystansu i noszenia maseczek, mimo to zmuszeni byli wylegitymować kilkaset osób i nałożyć kilkadziesiąt mandatów, m.in. za zakłócanie porządku, w tym odpalanie rac. Skierowali też sporą liczbę wniosków do sądu.

Skoczkowie powrócą do Zakopanego 13 i 14 lutego (za chińskie Zhangjiakou), a kolejne konkursy PŚ - drużynowy oraz indywidualny - odbędą się 23 i 24 stycznia w fińskim Lahti.