Po pierwszej serii na obiekcie Holmenkollbakken Małysz zajmował piąte miejsce. Skoczył 106,5 metra, a do prowadzącego Japończyka Masahiko Harady tracił aż 22,7 pkt. Polaka wyprzedzali jeszcze inni ówcześni giganci: Fin Janne Ahonen, Niemiec Jens Weissflog i Austriak Andreas Goldberger.

Reklama

W finale Małysz uzyskał aż 121,5 m. Skaczący po nim rywale nie byli w stanie zbliżyć się do tej odległości. Ostatecznie drugie miejsce zajął Ahonen (108 m), a trzecie Harada (106 m).

Małysz został wówczas trzecim polskim - po Stanisławie Bobaku i Piotrze Fijasie - zwycięzcą zawodów PŚ. W polskiej telewizji nie było jednak transmisji z norweskich zmagań.

Tego dnia mieliśmy spotkanie zarządu PZN w restauracji na Przełęczy Salmopolskiej. Zrobiliśmy sobie przerwę, aby poznać wyniki z Oslo. Prezes Paweł Włodarczyk jako jedyny dysponował wtedy telefonem komórkowym. Musiał wyjść z budynku, aby złapać zasięg. Kiedy wrócił i powiedział, że Adam wygrał byłem w szoku, podobnym jak po zwycięstwie Wojciecha Fortuny na igrzyskach w Sapporo - powiedział PAP Apoloniusz Tajner, późniejszy trener Małysza, a obecnie prezes PZN.

Reklama

Zwycięstwem w Oslo 18-latek potwierdził, że drzemią w nim olbrzymie możliwości. Był to także moment symboliczny, bo karierę kończył Weissflog - wielki idol Małysza.

Skok, szok, flop. Wielkie sukcesy przyszły później...

Reklama

W klasyfikacji generalnej PŚ 1995/96 Małysz uplasował się na siódmej pozycji. W kolejnym cyklu, okraszonym zwycięstwami w Sapporo i Hakubie, był 10., ale następne dwa sezony nie były udane dla skoczka z Wisły, który myślał nawet o zakończeniu kariery. W igrzyskach w Nagano (1998) zajął na normalnej skoczni 51., a na dużej - 52. miejsce. W klasyfikacji generalnej PŚ był 30., a w 1999 roku - 43.

Trener Pavel Mikeska hołdował przygotowaniu fizycznemu. Stosował bardzo dużo zajęć siłowych, a jak coś nie wychodziło, to jeszcze ich dokładał. To powodowało zmęczenie, rezultaty stawały się jeszcze słabsze, a grupa straciła wiarę, że tą drogą można odnieść sukces - zwrócił uwagę Tajner.

To pod jego kierunkiem, współpracując ze swoim pierwszym trenerem Janem Szturcem, psychologiem prof. Janem Blecharzem i fizjologiem prof. Jerzym Żołądziem, Małysz zaczął skakać lepiej.

Eksplozja formy nastąpiła w Turnieju Czterech Skoczni 2000/01. Triumfował w nim zdecydowanie i na lata stał się czołową postacią skoków. Cztery razy zdobył Kryształową Kulę, co wcześniej udało się tylko Finowi Mattiemu Nykanenowi. Jako jedyny natomiast dokonał tej sztuki trzy razy z rzędu. W dorobku ma także m.in. cztery medale igrzysk olimpijskich (trzy srebrne i jeden brązowy), cztery złote medale mistrzostw świata, jeden srebrny i jeden brązowy.

Brązowy był ostatnim, zdobytym w 2011 roku w Oslo, ale na obiekcie normalnym. Kilka dni później, po zajęciu 11. miejsca na nowej Holmenkollbakken, Małysz ogłosił, że po tym sezonie kończy karierę.

Stolica Norwegii była miejscem wyjątkowym w karierze Małysza. Z czasem spiker jego próby zapowiadał po polsku słowami "teraz skacze król Adam". W PŚ wygrał tam jeszcze w 2001, 2003, 2006 i 2007 roku. Nikt inny nie może się pochwalić takim wyczynem.