"Sukcesy Agnieszki, a życzę ich jej jak najwięcej, zawsze będą szły także na moje konto. Nawet za dziesięć lat! Przecież to ja ją kształtowałem jako tenisistkę - mówi Robert Radwański w rozmowie z "Polska The Times".

Ojciec najlepszej polskiej tenisistki stanowczo podkreśla, że pomiędzy nim a córką nie ma żadnego konfliktu. "W naszej różnicy zdań chodzi bowiem tylko o sprawy sportowe. Dopatrywanie się innych przyczyn to są spekulacje, albo jak kto woli" - luźne dywagacje. Nasze zawodowe rozstanie jest próbą wyjścia z impasu. Niewielu, albo nikt stojący z boku tego nie zrobił, czyli nie dokonał dogłębnej analizy występów Agnieszki, a przecież w tym roku przegrywanie przez nią wygranych meczów stało się normą. Dlatego zmiany były nakazem chwili, bo ona ma wygrywać, a nie grać ładnie, prowadzić w trzecim secie 4:0 i nagle zapominać, o co w tenisie chodzi!" - grzmi Radwański.

Reklama

"Agnieszka uwierzyła całej masie klakierów, łącznie z tymi z Polskiego Związku Tenisowego, jaka to jest świetna, wspaniała, cudowna, a tatuś jest "be". Bzdury, najczęściej wygadywane przez tych "zaniepokojonych" i "życzliwych", zrobiły swoje i nagle "Isia" uznała, że zjadła już wszystkie rozumy. Przy okazji przestała umieć słuchać. A tatuś nie mógł być "cacy", skoro wymagał, narzucał reżim pracy, wytykał błędy. Owszem, czasami w sposób nawet obcesowy, ale jeśli porażki stały się standardem, to już nie mogłem, może też nie potrafiłem inaczej. W pewnym momencie złapałem się na tym, że biję głową w mur. Ale nigdy nie byłem i nie będę klakierem! Jednakże zaznaczam raz jeszcze - wszystkie nasze nieporozumienia były i są na linii trener - zawodniczka, a nie ojciec - córka!" - zaznacza Radwański.

Na razie nie wiadomo zapadła jeszcze decyzja czy rozstanie córki-zawodniczki z ojcem-trenerem jest definitywne. "Odpoczywamy od siebie, dając sobie czas do końca tego roku. Jeśli wtedy Agnieszka, zresztą razem z Ulą, uznają, że ten nowy układ się sprawdza, to proszę bardzo. Z mojej strony drogę będą miały wolną. Niech znajdą trenera, który będzie z nimi pracował na co dzień, także w Krakowie. Niech wynajmą mu mieszkanie, dadzą wikt i opierunek... Łatwo jest bowiem pojechać z tenisistką na turniej, czyli wziąć "gotowca"... Gorzej jest z codziennością, z tym "szarym" Krakowem, gdzie wszystko, albo prawie wszystko się wypracowuje. Cóż, jeśli uznają, że rozstaniemy się zawodowo, to mogą dowiedzieć się prawdy... Prawdy od życia - mówi ojciec tenisistek.

Reklama