Rozstawiony z numerem 29. Polak po raz drugi zmierzył się na otwarcie paryskiej imprezy z Sandgrenem, który obecnie jest 47. rakietą świata. Dwa lata temu to Hurkacz cieszył się ze zwycięstwa w czterech setach.
"Ciężko porównać te dwa mecze. Warunki były zupełnie inne. Szczerze mówiąc, to nie za bardzo pamiętam tamto spotkanie" - zastrzegł.
W poniedziałek spędził na korcie cztery i pół godziny. W piątym secie miał dwie piłki meczowe, ale obu nie wykorzystał. Przy stanie 9:9 sam stracił podanie. W kolejnym gemie obronił trzy meczbole, a następnie miał dwie okazje na przełamanie i przedłużenie swoich szans, ale ponownie mu się nie udało. Zaraz potem kropkę nad "i" postawił Amerykanin.
"Szkoda, bo było bardzo blisko. Starałem się walczyć jak tylko mogłem. Co przesądziło o takim wyniku? Trudno powiedzieć. Zabrakło mi jednej piłki. Szkoda takich spotkań, kiedy zwycięstwo jest tak blisko i dzieli od niego jeden czy dwa punkty. Pozostaje mi zaprezentować się lepiej następnym razem" - podsumował ze smutkiem wrocławianin.
Ma on już na koncie wygrany jeden turniej ATP. W Wielkim Szlemie wciąż jednak czeka na pierwszy w karierze awans do 1/8 finału, a w Paryżu na przejście drugiej fazy zmagań. 23-letni zawodnik nie potrafił wskazać przyczyny takiego stanu rzeczy.
"Cały czas trenuję i się rozwijam. Oczywiście, są rzeczy, nad którymi muszę jeszcze popracować" - zaznaczył.
Przyznał, że półroczna przerwa w międzynarodowej rywalizacji w tym sezonie, która spowodowana była pandemią koronawirusa, miała wpływ na jego obecną dyspozycję.
"Na pewno mi jeszcze trochę brakuje. Poprawiłem swoją grę za sprawą treningów i występów w USA, ale nie jest to jeszcze ten poziom, jaki chciałbym prezentować" - ocenił.
Hurkacz nie opuszcza jeszcze Paryża, ponieważ zgłosił się także do debla. O dalszych planach startowych na razie nie myśli.
"Na razie skupiam się na grze podwójnej we French Open, a potem zobaczymy. Staram się też nastawiać pozytywnie" - zakończył.