Jakby tych smaczków było mało, stronę pozwaną - jako najbardziej aktywny z pięciu prawników - reprezentował Marcin Wojcieszak, znany szerzej jako
kurator PZPN.

Reklama

Być może proces skończy się poważnym wyrokiem, ale na razie bywa śmiesznie. Wczoraj zajmowano się takimi kwestiami jak "czym się różni kadra narodowa od reprezentacji Polski" (choć wiadomo, że niczym, Engel zdołał wykazać różnicę), a także tłumaczono, na jakiej podstawie i kto powołuje piłkarzy do reprezentacji. Potrzeba było trochę czasu, aby okazało się, że robi to selekcjoner...

Konkrety - choć niewiele - też były. PZPN próbuje wykazać, że tak zwane startowe zawiera także zapłatę od sponsora za prawa marketingowe. Przedstawiciele Żurawskiego dziwili się więc, czemu piłkarze dostają takie same kwoty - przecież wartość marketingowa każdego jest zupełnie inna (jak porównać Jakuba Wawrzyniaka do Jerzego Dudka?). Ponadto dość nieoczekiwanie może się okazać, że języczkiem u wagi w całej sprawie będzie nie osoba Żurawskiego, ale... Tomasza Frankowskiego.

Przedstawiciele kapitana reprezentacji Polski zapędzili Apostela w kozi róg i na koniec okazało się, że TP SA wykorzystała w reklamach twarz Frankowskiego, mimo że - jak zeznał Apostel - nie był on członkiem kadry narodowej, gdyż nie został powołany do składu. Mówiąc krótko - użyto wizerunku zwykłego, szarego człowieka.

Reklama

Zanim rozpoczęły się przesłuchania świadków, mieliśmy wymianę zdań między stronami w sprawie powołania na świadka Piotra Świerczewskiego. TP SA i PZPN najwyraźniej bardzo tego nie chce. Świerczewski miałby zeznawać, jak traktowani są piłkarze przez kierownictwo związku. Pewnie wróciłby do wydarzeń z mistrzostw świata w 2002 roku.

Engel, zapytany o szantażowanie piłkarzy w Korei, że jeśli nie zgodzą się na reklamę Coca-Coli, to wylecą z kadry, odparł, że nic na ten temat nie wie... To dość dziwne, że przeoczył tak szeroko komentowane medialnie wydarzenie.