Piłkarze Liverpoolu przygotowują się do finałowego meczu Ligi Mistrzów. Miłym urozmaiceniem codziennych treningów była wizyta na torze gokartowym, gdzie zawodnicy urządzili sobie zawody.
W każdym wyścigu czterech kierowców rywalizowało między sobą. Dwóch najlepszych przechodziło do następnej rundy. Dudkowi udało się dojść aż do finału, w którym zmierzył się z Boudewijnem Zendenem, Markiem Gonzalezem i Danielem Aggerem. "Stawka była duża - walczyliśmy o miano najlepszego kierowcy FC Liverpool" - mówi polski bramkarz.
Od samego początku finał nie układał się po myśli Dudka. "Wylosowałem najgorsze, czwarte pole startowe. A już przy drugim okrążeniu, chcąc odrobić stratę do Zendena i Gonzaleza (Aggera miałem za sobą), zostałem uderzony w tył i wypadłem z toru. Straciłem przez to ponad 20 metrów do pozostałych. W tym momencie myślałem już tylko o dojechaniu do mety. Z minuty na minutę szło mi jednak coraz lepiej i nadzwyczajnie szybko odrabiałem stratę" opowiada "Dudi".
Rezerwowy golkiper Liverpoolu walczył do samego końca. "Najpierw wyprzedziłem Aggera. Na ostatnim zakręcie zaatakowałem drugą pozycję. I udało się! O centymetry wyprzedziłem Gonzaleza na mecie, dzięki czemu zająłem drugie miejsce. Otrzymałem gromkie brawa od kolegów za popisowy wyścig" - kończy Polak.
Polski bramkarz od dawna siedzi na ławce rezerwowych Liverpoolu. Swoje niepowodzenia na boisku powetował sobie na torze gokartowym. Ścigał się na nim ze swoimi klubowymi kolegami. Polak jechał fantastycznie i zajął drugie miejsce, ale do Roberta Kubicy to mu jeszcze sporo brakuje.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama