Jak ocenia pan zmianę frontu Listkiewicza? Obiecał, że nie będzie kandydować na prezesa PZPN, a teraz właściwie mówi już wprost, że się zastanawia...

Na razie znam jego szereg deklaracji, że nie będzie kandydować. Uważam jednak, że z jego wpływami międzynarodowymi musi mieć zapewnione istotne miejsce z ramienia PZPN przy organizacji Euro 2012. Rozważam też zaproponowanie mu funkcji wiceprezesa do spraw międzynarodowych. Byłoby rzeczą niewłaściwą przekreślanie jego dokonań i kontaktów międzynarodowych.

Jak to jest z tym Listkiewiczem? Wydawało się, że już po nim. Nawet przyjmowano zakłady kiedy trafi do aresztu. A nagle, jeden z jego głównych oponentów, czyli Ryszard Czarnecki zmienia zdanie. Jedna decyzja UEFA i znów jest bohaterem?
Szereg osób, także tych związanych z PZPN, kogo innego widzi jako prezesa związku. Wielu widzi mnie, część Grzegorza Lato. Nie chodzi już o to, aby Listkiewicza całkiem odstrzelić, ale nie powinien kandydować na prezesa.

Listkiewicz nieusuwalny?

Jego przebąkiwanie o ponownym kandydowaniu zaczęło się w momencie, kiedy nie otrzymał jeszcze gwarancji ze strony rządu, że będzie miał istotny wpływ na Euro 2012.

Czyli taki delikatny szantaż. Jeśli mnie nie dopuścicie, to znów będę prezesem...

Po prostu przygotował sobie pozycję negocjacyjną. Jego prawo. Natomiast w sytuacji, kiedy teraz dostanie istotną funkcję w jednej z komisji UEFA, to dodatkowa praca przy Euro 2012 spełni jego ambicje. Powinien dać sobie spokój z tym prezesowaniem.

Coraz cieplej mówi pan o prezesie PZPN...
Nie zmienia to mojej krytycznej oceny jego braku reakcji na korupcję w Polsce.

Waży pan słowa...
Bo ja jestem dyplomatą... Jestem europosłem, a w Parlamencie Europejskim większość decyzji zapada na zasadzie konsensusu, kompromisu. Na piłkę nożną nie należy przenosić konfrontacji z polityki, gdzie często używa się broni palnej -- w naszym przypadku lepiej używać białej.

Ryszard Łagodne Serce...
Ryszard Lwie Serce. Ale niekoniecznie mający w ręku rozżarzony pogrzebacz.

Newsy z pana blogu często się sprawdzają. Jaki przewiduje pan scenariusz na najbliższe tygodnie?

Zarząd PZPN powinien teraz ustalić jasne reguły gry. Kto spada, a kto awansuje do pierwszej ligi. Tak naprawdę, nie wiadomo, do której ligi spadnie Arka Gdynia i Górnik Łęczna, a ile zespołów czeka degradacja z drugiej ligi do trzeciej. Taka randka w ciemno jest negatywnym zaskoczeniem. To jest kolejna porażka PZPN.

W dalszym ciągu źle zarządzanego.

Nie chcę mówić, ile w tym winy Listkieiwcza, ile szefa Wydziału Dyscypliny pana Tomczaka, ile zarządu. Dla kibiców sportowych takie równanie z paroma niewiadomymi już po zakończeniu sezonu jest nie do przyjęcia. To także odstrasza sponsorów, którzy nie widzą jasnych reguł gry. A najgorsze jest to, że nie wiadomo, ile taki bałagan będzie jeszcze trwał.

Kancelaria pana Tomczaka bierze duże pieniądze, aby to szybko uregulować. Może trzeba jeszcze jedną zatrudnić?
Zamierzam złożyć teraz bardzo poważną propozycję dla środowiska piłkarskiego. Żebyśmy wyznaczyli sobie jeden termin, np. do końca 2007 roku. Taki piłkarski deadline. Do tego czasu będziemy stosowali kary dla klubów. A po tym terminie będą już tylko kary indywidualne dla piłkarzy, trenerów, sędziów, obserwatorów, działaczy, którzy uczestniczyli w aferze korupcyjnej. Skazywanie klubów za to co było 4, 5, 6 lat wstecz spowoduje, że będziemy mieli futbolową niekończącą się opowieść. Pisząc kolejne odcinki tej opery mydlanej odstraszymy sponsorów i tylko zaszkodzimy piłce.

Gruba kreska?
Wcale nie. Bardzo surowe kary, jak najszybciej, ale od 2008 roku tylko indywidualne. To jest dobra koncepcja.

Po przyznaniu nam Euro 2012 coraz ciszej o wyborach w PZPN. Pana pozycja jako kontrkandydata dla Michała Listkiewicza też jakby osłabła...

Euforia po przyznaniu nam Euro nie może być parawanem, za którym umieścimy bałagan. Trzeba go jednak posprzątać. Wybory muszą zostać przeprowadzone i to kompleksowe.

Niektórzy prezesi wojewódzkich związków planują właśnie, aby na rok wybrać prezesa tymczasowego...
Przywołują słowa ministra Lipca, który domagał się szybszych wyborów w związku. Ale zapominają, że minister domagał się wyborów najpierw na dole, a na końcu -- prezesa i zarządu. W tej właśnie kolejności.

Czyli próbują przetrwać pod parasolem nowego prezesa?
Widać, że pokusa przedłużenia sobie kadencji o rok, a jednocześnie wyboru do nowych władz, jest dla niektórych bardzo silna. Nie może być tak, że zarząd PZPN ni z tego ni z owego zwoła zjazd i zostanie wybrany prezes na rok.

Istnieje jeszcze szansa, że zarząd PZPN zostanie ponownie zawieszony, a rolę prezesa przejmie kurator?
Oby nie, ale jeśli do aresztu trafią kolejni członkowie zarządu, a mówi się o kilku, to nie można tego całkiem wykluczyć.

Jak pan ocenia powołanie do reprezentacji Mariusza Ujka, który był zamieszany w aferę korupcyjną?
Przypomnę, że jednym z najwybitniejszych ludzi kościoła katolickiego, którego jestem członkiem, był święty Paweł. Kiedyś był Szawłem, ale się nawrócił. Jeśli Ujek się nawrócił, to bardzo dobrze. A jak strzeli bramkę dla reprezentacji, to jeszcze lepiej. Każdemu trzeba dać szansę.

Czyli Ryszard Łagodne Serce...
Ryszard Lwie Serce, ale dobrotliwy, kiedy trzeba.

Będąc prezesem PZPN optowałby pan za wyrzuceniem do II ligi mistrza Polski -- Zagłębia Lubin? Przecież każde dziecko w Polsce wie, że klub ten kupił sobie awans do pierwszej.
Wydział Dyscypliny czeka w tej sprawie na wiadomości z prokuratury.

Ale to jest wiadome od kilku miesięcy, że czekają.
Podejmowanie decyzji pochopnych może mieć fatalne skutki. Przypomnijmy sobie sprawę Szczakowianki. Mówienie, że Zagłębie jest chronione, bo sponsorem jest spółka skarbu państwa też mija się z prawdą. Były jeszcze dwa kluby w ekstraklasie związane ze spółkami skarbu państwa. Jeden - BOT GKS Bełchatów - przegrał na samym finiszu mistrzostwo Polski, drugi - Wisła Płock - spadł z ekstraklasy. Nie szedłbym tropem pana Żakowskiego i Najsztuba, którzy pomieszali piłkę z polityką.

Chodzi panu o ich program, w którym atakowali trenera Zagłębia Czesława Michniewicza?
Proponowałbym dziennikarzom niesportowym, aby nie polowali na ludzi sportu. Delikatnie mówiąc, zbywa im na profesjonalizmie, jeśli chodzi o ocenę tego co się dzieje w polskim sporcie. Chcą wkręcać ludzi sportu w sytuacje polityczne. Michniewicza oceniajmy za to, co na boisku wygrał lub przegrał, a nie dorabiajmy mu politycznej gęby.

Szef Wydziału Szkolenia PZPN Jerzy Engel podczas transmisji z Erywania ostro skrytykował selekcjonera Leo Beenhakkera. Czy to jest normalna sytuacja?
Beenhakker nie jest dla mnie Bogiem, ale teraz trzeba go wspierać. Próby podważenia jego pozycji w tym momencie mogą tylko zaszkodzić polskiej reprezentacji. Krytyka Holendra przez przełożonego w telewizji jest czymś skandalicznym. Engel musi się zdecydować czy jest komentatorem telewizyjnym, czy szefem szkolenia. Komentatorowi wolno więcej. Nawet, jeśli Beenhakker popełnił błędy, to szef szkolenia może je wytknąć, ale osobiście, nie przez media.

Engel wreszcie odsłonił karty...

Przyszłość drużyny Beenhakkera leży w interesie wszystkich. Engel powinien zrozumieć, że także w jego.

























































Reklama