Sympatycy biało-czerwonych przywitali piłkarzy, podobnie jak cztery dni wcześniej we Wrocławiu, okrzykiem "gdzie jest orzeł" i wulgarnymi przyśpiewkami pod adresem PZPN. Dopiero po kilkunastu minutach dało się usłyszeć "Polska, Polska" i "Jesteśmy z wami". Wcześniej głośniejsza była kilkudziesięcioosobowa grupa węgierskich fanów.

Reklama

>>>Zobacz gole z meczu Polska - Węgry

Najwięcej obaw przed spotkaniem budził stan murawy poznańskiego stadionu. Nowa trawa została położona zaledwie kilka dni przed spotkaniem i choć czasami zawodnicy często ślizgali się po niej, to można było rozgrywać w miarę płynne akcje.

Od początku więcej ochoty do gry przejawiali gospodarze - już w 3. min. Adrian Mierzejewski z kilkunastu metrów trafił w boczną siatkę. Pomocnik tureckiego Trabzonsporu w pierwszej połowie za wszelką cenę chciał przekonać do siebie Franciszka Smudę, który narzekał na jego formę. W 25. min. popisał się niezłym uderzeniem z rzutu wolnego obok muru, ale Adam Bogdan nie dał się zaskoczyć.

Reklama

Nie tylko Mierzejewski, ale również Paweł Brożek próbował odzyskać zaufanie selekcjonera. Nie był to może jego najlepszy występ, ale w 37 min. wpisał się na listę strzelców. Po strzale Mierzejewskiego i niezbyt pewnej interwencji bramkarza gości z bliska dopełnił formalności.

Tuż po przerwie Mierzejewski mógł zostać bohaterem spotkania, ale w dogodnej sytuacji trafił w bramkarza. W kolejnej akcji posłał piłkę nieznacznie nad poprzeczką.

W 51. min. błąd popełnił Łukasz Fabiański, który wypuścił piłkę po niezbyt mocnym płaskim dośrodkowaniu. Na jego szczęście szybko w pobliżu znalazło się czterech obrońców, którzy nie dopuścili do oddaniu strzału. Węgrzy domagali się rzutu karnego, lecz estoński arbiter nakazał grać dalej.

Reklama

Dwóch okazji na podwyższenie wyniku nie wykorzystał wprowadzony w drugiej połowie Robert Lewandowski, który najwyraźniej nie zdążył się rozgrzać, bowiem sytuacje miał wręcz wyborne.

Węgrzy atakowali sporadycznie, czasami trochę chaotycznie, czym najwyraźniej uśpili polską defensywę. Akos Elek z łatwością wbiegł w pole karne, dograł do Tamasa Priskina, który przy biernej postawie obrońców pokonał Fabiańskiego.

Biało-czerwonym udało się odzyskać prowadzenie. Duża w tym zasługa duetu Borussii Dortmund - Lewandowskiego i Jakuba Błaszczykowskiego. Po dośrodkowaniu kapitana reprezentacji, w polu karnym gości powstało małe zamieszanie. Próbował strzelać Lewandowski, ale ostatecznie to obrońca Węgier Vilmos Vanczak wepchnął piłkę do swoje bramki.

Polska - Węgry 2:1 (1:0) Bramki: 1:0 Paweł Brożek (37), 1:1 Tamas Priskin (77), 2:1 Vilmos Vanczak (85-samobójcza).

Żółte kartki: Daniel Tozser, Jozsef Varga (Węgry).

Sędziował: Hanner Kaasik (Estonia). Widzów: ok. 8 tys.

Polska: Łukasz Fabiański - Grzegorz Wojtkowiak (84. Janusz Gol), Marcin Wasilewski, Arkadiusz Głowacki (58. Łukasz Piszczek), Marcin Komorowski - Jakub Błaszczykowski, Dariusz Dudka (65. Tomasz Jodłowiec), Adrian Mierzejewski (73. Ludovic Obraniak), Adam Matuszczyk (46. Rafał Murawski), Maciej Rybus - Paweł Brożek (66. Robert Lewandowski).

Węgry: Adam Bogdan - Jozsef Varga, Vilmos Vanczak, Roland Juhasz, Zsolt Laczko - Vladimir Koman, Gyorgy Sandor (46. Tamas Hajnal), Daniel Tozser (46. Akos Elek), Balazs Dzsudzsak - Zoltan Gera, Tamas Priskin (81. Robert Feczesin).

Samobójcze trafienie węgierskiego obrońcy Vilmosa Vanczaka na pięć minut przed końcem dało Polakom skromne, ale zasłużone zwycięstwo nad Węgrami. Mecz nie wywołał zbyt dużego zainteresowania - na Stadionie Miejskim zasiadło zaledwie osiem tysięcy kibiców.