"Obiecałem sobie, że gdybym tutaj choć raz wygrał, to za rok już nie przyjadę jako zawodnik. Jak widać los jest przewrotny; pobiłem rekord, ale nie zwyciężyłem" - powiedział Szwajcar po drugim konkursie Pucharu Świata w Zakopanem.

Jeszcze w środę dwukrotny złoty medalista olimpijski z Salt Lake City nie był pewny czy przyjedzie do Zakopanego. "Teraz wiem, że to był dobry pomysł. Gdybym został w domu, na pewno bym tego żałował. Przecież nie potrzebuję udowadniać sobie na treningach, że jestem dobry, a w zawodach i w rywalizacji z innymi" - dodał.

Reklama

Ammann przyznał, że miał znaczne problemy w pierwszej próbie, kiedy bił rekord skoczni, wylądować telemarkiem. "To zadecydowało o mojej przegranej. Gregor (Schlierenzauer-PAP) odskoczył mi na parę punktów i wiedziałem, że będzie ciężko go dogonić".

Do olimpijskiej rywalizacji na skoczni w Whistler pozostały trzy tygodnie. Ammann jest pewny, że ten okres, zwłaszcza dla Adama Małysza, może być przełomowy.

"On doskonale wie, nad czym ma pracować. Po konkursach w Zakopanem jego pewność siebie znacznie się zwiększyła. Adama nigdy nie można lekceważyć i wiem, że będzie jednym z groźniejszych rywali" - ocenił Szwajcar.

Reklama

W piątkowym i sobotnim konkursie na podium stanęło dwóch Austriaków - Gregor Schlierenzauer i Thomas Morgenstern, a rozdzielił ich Ammann. Małysz był piąty i czwarty.