Nie udał się rewanż Islandczykom za finał olimpijski w Pekinie, w którym górą byli Francuzi i sięgnęli po złoto. Początek meczu to popisy bramkarzy i twarda gra w obronie obu drużyn. Pierwszego gola spotkania zdobyli Islandczycy w piątej minucie. Potem toczyła się gra bramka za bramkę. Szczególny aplauz wzbudzały nieprawdopodobne parady Thierry Omeyera z jednej i Bjoegvina Gustavssona z drugiej strony. Podobały się także finezyjne akcje filigranowego Luca Abalo w zespole mistrzów olimpijskich i świata.
Islandczycy widząc, że z bliska trudno pokonać Omeyera, spróbowali szukać szczęścia rzutami z drugiej linii, co kilka razy dało efekt i pomimo minimalnej przewagi rywali nie tracili z nim kontaktu.
W 27. minucie trzecia z rzędu udana akcja Arona Palmarssona przyniosła drużynie z wyspy gejzerów drugie w tym meczu prowadzenie 13:12. Francuzi jednak szybko odpowiedzieli czterema kolejnymi trafieniami Nikoli Karabatica i do szatni schodzili prowadząc 16:14 (10 s przed końcem pierwszej połowy po raz szósty na listę strzelców wpisał się Palmarsson).
Na początku drugiej odsłony mistrzowie świata przyspieszyli grę, a ich rywale popełnili kilka prostych błędów w ataku i Francja uzyskała sześciobramkową przewagę 23:17 w 38. min. W tym momencie trener Islandczyków wziął czas.
Na niewiele to się zdało. Francuzi grali coraz bardziej rozluźnieni, pewni swego popisywali się koronkowymi akcjami pod bramką rywala i powiększali przewagę. W dodatku coraz bardziej spieszący się przeciwnicy popełniali seriami błędy, głównie nie potrafili trafić między słupki i na nic się przydała postawa nadal świetnie broniącego Gustavssona.
Ostatecznie Francja utrzymała korzystny wynik i wygrała.