PRZEGLĄD SPORTOWY: Wasz medal to ogromna niespodzianka, największa w polskiej ekipie.

KATARZYNA BACHLEDA-CURUŚ: Dla nas też! Nikt na nas nie stawiał. Miejsce koło szóstego było realne. Jednak już pierwszy bieg wyszedł nam fantastycznie. Drugi i trzeci też. Był rytm. Pokazałyśmy, że jesteśmy bardzo dobrze przygotowane. Zasłużyłyśmy na ten medal.

Reklama

PS: Dostałyście motywacyjnego „kopa" po tym, co o was mówiono? Krytykował was choćby prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego Piotr Nurowski.

To nie jest dobry sposób na motywowanie. My po prostu nabrałyśmy wiatru w żagle. A krytyka była, oczywiście. Zdawałyśmy sobie z niej sprawę. Ale prawda jest też taka, że same oczekiwałyśmy więcej. Startu indywidualnego nie wytrzymałam psychicznie. Po nim sama czułam, że apetyty były większe. A w drużynie zakwalifikowałyśmy się z ósmego miejsca i niczym nie ryzykowałyśmy. Mogłyśmy atakować. I ten atak się powiódł!

Reklama

PS: Mogłyście nawet walczyć o złoto. W półfinale po świetnym finiszu przegrałyście z Japonkami o ułamki sekundy. Jaka myśl się wtedy pojawiła?

Szkoda, ale rozżalenia nie było. Wiedziałyśmy, że trzeba walczyć do końca. Przecież Japonki też tutaj indywidualnie nic nie zrobiły, choć w sezonie, w zawodach Pucharu Świata często były na podium.

PS: Miałyście już czas przeanalizować ten sukces? Albo pomyśleć o emeryturze olimpijskiej?

Reklama

A skąd! O tym się nie myśli. Przecież my to robimy „społecznie". Teraz jest radość. A cieszymy się tym bardziej, że to nie był jeden bieg, który nam wyszedł, ale trzy, i to perfekcyjne!

p