Pierwszą decyzją Holendra było przywrócenie do łask trzech zawieszonych za incydent we Lwowie. Artur Boruc, Dariusz Dudka i Radosław Majewski znaleźli się wśród 24 wybrańców Beenhakker, a selekcjoner zapewnił, że sprawa jest już zakończona. "Artur zrozumiał w 100 procentach swój błąd i nie miałem już najmniejszego powodu, by dłużej blokować mu drogę do kadry" - wyjaśnił selekcjoner.

Reklama

>>>Dwie niespodzianki Beenhakkera

Przywrócenie do kadry nie oznacza jednak dla tej trójki końca kłopotów. O ile Dudka może spokojnie wywalczyć miejsce w podstawowej jedenastce, to już Boruc i Majewski będą z tym mieli ogromne problemy. "Z bramkarzem Celtiku nie rozmawiałem jeszcze na temat jego roli w kadrze. Fabiański dał sobie świetnie radę w ostatnich meczach, więc sprawa obsady bramki rozstrzygnie się dopiero na zgrupowaniu we Wronkach" - podkreślił Holender.

Jeszcze trudniej wygląda sytuacja pomocnika Polonii Warszawa, który tak naprawdę dostał wirtualne powołanie. Miało ono bardziej symbolizować koniec „sprawy lwowskiej”, niż być faktycznym wyzwaniem, bo Majewski raczej nie wyleczy się do czasu zgrupowania i jego miejsce zajmie najprawdopodobniej Łukasz Garguła.

Reklama

>>>Zobacz powołania Beenhakkera

Beenhakker postanowił także dać szansę Łukaszowi Sosinowi, który od wielu miesięcy prezentuje wysoką formę. "Podjąłem taką decyzję, bo natchnęła mnie rozmowa z prezesem Listkiewiczem i menedżerem Osuchem" - odpowiedział zniecierpliwiony Beenhakker na pytanie, kto skłonił go do powołania napastnika z Cypru. "Obserwujemy go od dłuższego czasu i teraz uznaliśmy, że może nam być bardzo potrzebny. Szczególnie wtedy, gdy trzeba będzie zmienić niekorzystny wynik" - dodał jednak po chwili.

Według selekcjonera Paweł Brożek ma na tyle silną pozycję, że napastnik Anorthosisu musi dopiero udowodnić swoją przydatność. "Paweł ostatnio zmienił się w bardzo pozytywny sposób i jest poważnym kandydatem do miejsca w pierwszym składzie" - podkreślił Don Leo.

Selekcjoner zapewnił też, że nie ma już żadnych nieporozumień Ebim Smolarkiem. "Wszystko sobie wyjaśniliśmy. Gdybyśmy się nie dogadali, nie wysłałbym mu powołania" - przekonywał Holender, który w trakcie wczorajszej konferencji wyjaśnił ostatecznie inny problem. Beenhakker dał do zrozumienia, że uszanuje decyzję Artura Wichniarka i nie ma zamiaru wysyłać mu powołania. "Szkoda tylko, że Wichniarek rezygnuje z gry w kadrze, bo ja ją prowadzę. Moim zdaniem gra się dla swojego kraju, a nie dla selekcjonera. A na pewno nie jest tak, że nie mógł się ze mną skontaktować osobiście, bo nie ma mojego numeru. Mają go w PZPN i wszyscy zawodnicy. To jakaś śmieszna wymówka" - zakończył selekcjoner z Holandii - pisze DZIENNIK.