Legioniści wierzą w zwycięstwo, ale po obejrzeniu kaset wideo z meczami islandzkiej drużyny mówią, że przeciwnik może być silniejszy niż się wydawało.

Reklama

Pierwszy rywal Legii to mistrz Islandii. Mało kto w Polsce potrafi wymówić jego nazwę. Jego skład tworzą piłkarze, którzy na co dzień pracują w innych zawodach - to kelnerzy, kasjerzy i sprzedawcy. W kraju nie mają sobie równych - zdobyli mistrzostwo dwa razy, a w obecnym sezonie po 11 meczach mają 26 punktów i wyprzedzają wicelidera o 9 punktów. Za granicą jest już dużo gorzej - największym sukcesem jest awans do I rundy Pucharu UEFA w 2004 roku.

Legia ostatni sprawdzian miała w sobotę - w Warszawie przegrała mecz o Superpuchar Polski z Wisłą Płock 1:2. W tym meczu jednak nie zagrało kilku podstawowych zawodników. Na Islandii zagrają już Dawid Janczyk, Piotr Włodarczyk i Brazylijczyk Edson. Jeśli nie zdarzy się katastrofa - Legia pierwszy mecz spokojnie wygra i rewanż będzie tylko formalnością. Ale w piłce nożnej nigdy nic nie wiadomo.

Przez dziesięć lat żaden polski zespół nie potrafił awansować do piłkarskiej Ligi Mistrzów. Czy w tym roku uda się Legii Warszawa przełamać fatalną passę? Dużo zależy od szczęścia w losowaniu trzeciej rundy. Najpierw jednak trzeba przejść drugą.

Legia walczy o awans do Ligi Mistrzów po raz czwarty w historii. Do tej pory udało jej się awansować tylko raz - 11 lat temu. Wówczas w fazie eliminacyjnej Legia dwukrotnie pokonała IFK Goeteborg - 1:0 u siebie i 2:1 na wyjeździe.

Do Ligi Mistrzów warto awansować. Po pierwsze - jest to sukces sportowy, po drugie - można tam zarobić duże pieniądze. Za sam awans drużyna dostanie 2,5 miliona franków szwajcarskich (ponad 6 milionów złotych).