Nasz najlepszy skoczek narciarski nigdy nie siedział w bolidzie Formuły 1, ale nie ukrywa, że lubi szybką jazdę samochodem. Swoim jeepem w wolnych chwilach szaleje po leśnych drogach. Na autostradzie w Niemczech jechał kiedyś grubo ponad 200 km na godzinę. "Ale była z tego afera. Dorobiono do tego historię, że jestem piratem drogowym" - wspomina mistrz z Wisły.

Co ciekawe, Małysz dostał nawet propozycję startu w 24-godzinnym wyścigu (jazda non stop, zmieniają się tylko kierowcy), ale z braku czasu odmówił. Na ewentualny pojedynek z Robertem Kubicą po sezonie zimowym na pewno znalazłby czas. Skoczek doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że rosnąca popularność zawodnika Formuły 1 jest dla niego zagrożeniem. Młody kierowca z Krakowa już niedługo będzie gwiazdą telewizyjną i na reklamach zarobi więcej od niego.

"Formuła to bardzo widowiskowa dyscyplina sportu, którą doskonale pokazuje telewizja. Nie startujemy jednak w tym samym czasie i trudno powiedzieć, które zawody miałyby więcej widzów" - mówi "Faktowi" Małysz. "Gdybym miał rywalizować z Kubicą na torze albo w symulatorze Formuły 1, on w rewanżu musiałby zmierzyć sie ze mną na skoczni! Choć to bardzo dzielny mężczyzna, nie wierzę, że odważyłby się skoczyć na nartach" - śmieje się Małysz.

Arbitrem tego pojedynku gotów jest zostać Dariusz Michalczewski. "Ależ by to była fantastyczna zabawa!" - cieszy się w "Fakcie" na myśl o starciu sław sportu były bokserski mistrz świata.