Baniak co najmniej od roku albo straszy, albo drażni. Kibiców, niektórych kolegów po fachu i działaczy. A wszystko przez Piotra Dziurowicza, który w słynnym wywiadzie nazwał go trenerem z wpływowego kręgu "Fryzjera". "Wcale nie wypieram się znajomości z "Fryzjerem". Poznałem go 12 lat temu w drugoligowej wtedy Amice Wronki" - tłumaczy Baniak i wyjaśnia: "Wytrzymaliśmy ze sobą tylko pół roku, bo na jego - menedżera klubu - polecenie szefowie Amiki mnie wyrzucili. Chciał decydować o wszystkim, co miało związek z zespołem. <Nie podskakuj, bo cię załatwię>" - powtarzał mi w kółko, widząc, że jestem mu nieposłuszny.

Kiedyś wracając z meczu z Krisbutem Myszków, zatrzymaliśmy się w Częstochowie. Pan Rysio wpadł na pomysł, że pójdzie na szosę kierować ruchem. Był już nietrzeźwy i rzeczywiście wyszedł na jezdnię z butelką wódki w ręku. Nie wytrzymałem i kazałem kierowcy jechać. Gdy autokar ruszył, pan Rysio kiwał się na nogach, ale wolną od butelki ręką ciągle tym ruchem kierował. Po naszym powrocie do Wronek bez niego, wybuchła afera. "Fryzjer" zapamiętał mi ten numer na zawsze. Nawet tuż przed aresztowaniem spotkał się z prezesem Zawiszy Bydgoszcz, którego namawiał do wyrzucenia mnie na bruk.

Baniak nazywany jest specjalistą od awansów, bo wprowadził do I ligi Lecha Poznań i Pogoń Szczecin. Ale znawcy tematu twierdzą, że w rzeczywistości zespoły te wypromował "Fryzjer", który umiejętnie pociągał za sędziowskie sznurki. Baniak mu pomagał, czy tylko przymykał oko? "On trzymał sztamę z działaczami, a nie z trenerami" - podkreśla Baniak. "Kiedy prowadziłem drugoligowego Lecha, <Fryzjer> regularnie pojawiał się na naszych meczach. Siadał na trybunie dla VIP-ów, obok figury z wielkopolskiego związku - Hilarego Nowaka i trzech działaczy Lecha: Radosława Majchrzaka, Radosława Sołtysa i Przemysława Erdmana. A Lech od większości zespołów był po prostu lepszy. Jednak pan Rysio nie byłby sobą, gdyby nie zadbał o odpowiednich sędziów. Większość z nich i tak miał w garści. Wygrywaliśmy mecze, ale i on musiał brać za to pieniądze. Kogoś przekonał, że bez tego zwycięstw by nie było" - mówi Baniak.

"Dziwiło mnie, że <Fryzjer> na Lechu uchodził za eksperta, że w Pogoni jego najlepszym znajomym był syn Antoniego Ptaka - Dawid" - dodaje trener Baniak. Jak to możliwe, żeby Bogusław Baniak sam ani razu w tym g... się nie upaprał? "Miałem do tego dwie okazje" - odpowiada. "W maju zeszłego roku Kujawiak Włocławek (dziś Zawisza Bydgoszcz), którego byłem już trenerem, miał rozegrać wyjazdowy mecz ze Świtem Nowy Dwór. W wieczór poprzedzający to spotkanie, do hotelu, w którym się zatrzymaliśmy, zatelefonował sędzia Piotr Wieczerzak. Zapytał - ile mu proponuję za nasze zwycięstwo? Powiedziałem, żeby się wypchał. No to nazajutrz, już w 30. minucie meczu, pokazał czerwoną kartkę mojemu zawodnikowi i polegliśmy 0:4. To była zemsta Wieczerzaka na Kujawiaku, a nie zasługa Świtu. Niedawno grę na remis proponował mi sponsor KSZO Mirosław Stasiak. I też interesu nie zrobił!" - zapewnia Baniak.

Baniak kategorycznie twierdzi, że nie brał udziału w piłkarskiej korupcji. Czy można mu wierzyć? "Po rundzie jesiennej wybiorę się do Wrocławia, by pochwalić się śledczym, jaki to ze mnie ustawiacz meczów! Muszę to zrobić, bo grozi mi... drugi zawał serca" - kończy zdenerwowany trener Zawiszy.







Reklama