Mamy teraz dwóch mistrzów świata – Tomasza Adamka i Krzysztofa Włodarczyka. Paradoksalnie, jednak złote czasy dla zawodowego boksu w Polsce były na samym początku. Kiedy o opanowanie tego rynku walczyły dwie grupy: Związek Boksu Zawodowego Andrzeja Burzyńskiego i Związek Stowarzyszeń Boksu Zawodowego Przemysława Kostro.

Burzyński dokonał nie lada sztuki – podpisał kontrakt z TVP na 10 gal za 100 tys. dol. W porównaniu ze światowym boksem pieniądze były symboliczne, natomiast czas antenowy w TVP1 – bezcenny. To było oczywiście pewnym kuriozum, bo nigdzie na świecie prezes jakiejś federacji nie podpisuje kontraktu z telewizją. I nie oszukujmy się – były to czasem naprawdę marne widowiska, szczególnie na samym początku.
To wtedy jednak powstał tak naprawdę polski boks zawodowy. Inną kwestią było to, co się z tymi pieniędzmi działo. Promotorzy widzieli tylko ich nikłą część. Co się stało z resztą? Niech pan sam sobie dopowie.

Tak się zastanawiam: na czym właściwie polega zawód promotora bokserskiego. Pan musi wiedzieć takie rzeczy jak to z kim umawia się dziecko Kinga i jaką wódkę lubi wpływowy niemiecki promotor Peter Kohl (w jego grupie walczył Dariusz Michalczewski).
Zupełnie inaczej pracują promotorzy w krajach gdzie boks jest doskonale zorganizowanym biznesem, z procedurami dopracowanymi niemal jak w bankach. U nas ta działalność, jest jeszcze trochę taką partyzantką. Jestem całkiem dobrym sprzedawcą i początkowo zachowywałem się jak akwizytor. Dzwoniłem, namawiałem na spotkania, latałem po całym świecie na sympozja Włochy, Francja, Tajlandia, Japonia, Ukraina, wielokrotnie Niemcy itp., jednego zaprosiłem na lunch, z drugim wypiłem wódkę, trzeciemu opowiedziałem kawał – tak się poznaje ludzi. Teraz mam kontakty, ale wydreptane przez siebie.

Podczas gali na Torwarze, którą organizował pan kilka lat temu, spiker przejęzyczył się i powiedział: amp;bdquo;A teraz sędzia ogłosi wyrok”. W pierwszych rzędach zapadła martwa cisza...

Myślę, że pan mocno przesadził, w pierwszym rzędzie siedzieli wyłącznie goście zaproszeni, byli to przedstawiciele światowych koncernów, znani aktorzy, prawnicy, prezesi związków sportowych. To że sportami walki zawsze interesował się półświatek to normalne, znaczne część z tych Panów kiedyś sama uprawiała jakieś sporty walki. W Ameryce boks budzi emocje ze względu na swoją otoczkę. To jest też częściowo siła tego biznesu. Don King był oskarżony o zabójstwo. Pierwsi promotorzy być może mieli mafijne powiązania, walki sponsorowały kasyna a wiadomo kto zakładał takie miasta jak Las Vegas, Reno czy Atlantic City.... Teraz te kasyna są często notowane na giełdzie i podlegają ścisłej kontroli. Uzasadniony zarzut karny oznacza automatycznie utratę bezcennej koncesji na prowadzenie kasyna, którego właściciele inwestują w boks kalkulując na zimno zyski z promocji.

Pan się nie boi?
Mnie nigdy nie spotkało nic niebezpieczniejszego niż groźby.

Jakie?
Będzie bomba na gali, przyjmij wspólników do firmy. Po odmowie nie było jednak żadnych konsekwencji.

Jak pan myśli dlaczego?
Mają swoje kłopoty z policją. Po co im kłopoty ze mną?

Policja interesuje się także wami.
I całe szczęście. To nas w pewien sposób chroni.

Krążyły i krążą legendy o ustawianiu walk.
Słyszałem o kilku sprawach ale to marginalny problem. Gdyby tak było, zawsze trafiłby się człowiek, który nie dotrzyma słowa. Jeśli mafia by to kontrolowała, chciałaby ukarać takiego delikwenta. Słyszał pan o tym, by został zastrzelony czy pobity jakiś dobry pięściarz w ciągu ostatnich, powiedzmy, 30 lat?

A szukał pan takich sygnałów, kalkulując ryzyko?
Tak. Oczywiście. I nie znalazłem. Wiem też, że nasze środowisko jest szczególnie inwigilowane przez różne służby i w Polsce i za granicą. Gdy organizowałem galę w Chicago przyszedł do mnie szeryf i powiedział: bdquo;My wszystko o tobie wiemy Andrew, ale wszystko gra”. Dziś największymi promotorami są często sławni prawnicy np. Top Rank to Bob Arum, adwokat jeszcze prezydenta Kennedy'ego, Warriors Boxing to znany adwokat z Florydy Leon Margules.

Pan też jest prawnikiem. Po co panu ten cały bokserski cyrk?
Sam kiedyś trenowałem pod okiem trenera Zbyszka Raubo w salce Gwardii, przy hali Mirowskiej. Kontakt z boksem miałem od wczesnego dzieciństwa, mój ojciec Jacek Wasilewski, ówczesny znany działacz bokserski, zabierał mnie często na mecze i turnieje bokserskie. Rodzice byli po rozwodzie, najwięcej czasu z ojcem spędzałem właśnie na walkach bokserskich, stąd też chyba taki emocjonalny stosunek do tego sportu.

Dlatego traktuje pan Krzysztofa Włodarczyka jak członka swojej rodziny?
Tak, ma pan rację, bdquo;Diabełek” to właściwie członek mojej rodziny. W pewnym momencie Krzysiek miał dosyć amatorstwa i chciał rozpocząć profesjonalną karierę. Ja wówczas nie miałem pojęcia o zawodowym boksie, ale Zbyszek Raubo, który go odkrył nie potrafił odmówić Włodarczykowi. Ja zaś nie potrafiłem odmówić Raubo i tak się zaczęło.

Konkurencja zarzuca panu, że zawyża pan bilansy swoich zawodników, organizując im walki z frajerami.
Konkurencja to chyba nie, bo najczęściej robią dokładnie to samo, ewentualnie dziennikarze. Każdy kto interesuje się boksem zawodowym wie, że takie są reguły. Pierwszych 10 czy 15 walk każdego młodego zawodowca, oczywiście jeśli promotor ma takie możliwości, są pojedynkami ze znacznie słabszymi przeciwnikami. Proszę sprawdzić rekordy pierwszych 15 przeciwników Dariusza Michalczewskiego czy Wladimira Kliczki, a przecież pierwszy przechodząc na zawodowstwo był już mistrzem Europy amatorów a drugi mistrzem olimpijskim! Ich przeciwnicy byli podobni do zawodników z którymi walczą nasi początkujący profi.

W Polsce rynek bokserski podzieliła między siebie trójka promotorów: Andrzej Gmitruk, Krzysztof Zbarski i pan. Nikt nie wchodzi wam w drogę?
No, czasem ktoś próbuje i psuje rynek. Zorganizuje jedną czy dwie gale, nie popłaci wszystkich rachunków i potem w tym mieście wiele ludzi nie chce słyszeć o boksie. Oferują kandydatom na profi kwoty wzięte z sufitu, a wiadomo, że tyle nie zapłacą, bo nie wytrzymają finansowo.

Pan wytrzyma?
Wierzę, że tak. W tym roku jednak jeszcze dokładamy z moim wspólnikiem Piotrem Wernerem do tego interesu. Gdybyśmy nie inwestowali, to byłyby już zyski.

Z czego pan inwestuje w boks?
Jestem jednym z największych w Polsce pośredników na rynku ubezpieczeniowym. Boks to nie jest moje źródło utrzymania. Zawodowe walki bokserskie to show biznes, z tym, że w Polsce na razie więcej jest tego show. Z pewnością jednak ogromne sukcesy Tomka Adamka i Krzysia bdquo;Diablo” Włodarczyka szybko to zmienią.