Słoneczne popołudnie, Włochy. Jedno z tysięcy treningowych boisk. Wysoki mężczyzna przyjmuje na klatkę piersiową piłkę. Jedną, drugą, trzecią. Chwilę potem w jego tors uderza… kula od kręgli. Mężczyzna nawet nie drgnie. Żelazny spokój i doskonałe zdrowie zachowuje także wtedy, gdy atakują go z impetem amerykański futbolista i rozpędzony jeep.
Tak wygląda reklama Nike z Materazzim w roli głównej. Amerykański potentat odzieżowy postanowił zarobić, czyniąc złośliwą aluzję do ataku głową Zinedine'a Zidane'a. Przy okazji zapłacił piłkarzowi setki tysięcy euro. To niejedyny lukratywny kontrakt, jaki Włoch podpisał w ostatnich miesiącach. W sierpniu nową umowę, ważną do 2010 r., zaproponował mu Inter. "Na lepszych o połowę warunkach" - podkreśla uśmiechnięty Materazzi.
Ma się z czego cieszyć. Jest w końcu gwiazdą i milionerem, choć jeszcze parę lat temu wydawało się, że będzie musiał rzucić futbol i iść do zwykłej pracy. Gdy miał 26 lat - nie mógł przebić się na salony i grał w… III lidze, w zespole Carpi. Był tak sfrustrowany, że chciał skończyć karierę. Nikt o zdrowych zmysłach nie widział w nim wtedy człowieka, który zdominuje finał mistrzostw świata. Przesada?
Materazzi był jedyną, największą gwiazdą najważniejszego meczu czterolecia. Niczym wytrawny aktor dramatyczny stopniował napięcie spektaklu z aktu na akt. Najpierw faulował Floriana Maloudę, ofiarowując Francji karnego. Potem strzelił gola, który dał Włochom nadzieję, aby wreszcie zafundować widzom punkt kulminacyjny - sprowokował Zidane'a, wykładając swojej drużynie złoto jak na tacy. Żaden hollywoodzki reżyser nie wymyśliłby takiego scenariusza.
Ten jeden wieczór zapewnił 34-letniemu już graczowi nieśmiertelną miłość tysięcy fanów i ich szacunek. Ciekawe, że - mimo uwielbienia rodaków - w ojczyźnie Materazzi nadal uważany jest czasem za psychopatę, prostaka i... klauna.
Dlaczego psychopata? Bo fauluje rywali w niegroźnych sytuacjach, ot tak dla przyjemności. Do legendy włoskiej piłki przeszła taka akcja: Materazzi przepycha się w środku boiska z Andrijem Szewczenką. W pewnym momencie traci równowagę, a następnie, jeszcze w locie, kopie Ukraińca czubkiem korka w kręgosłup! Dlaczego prostak? Bo zupełnie nie przejmuje się swoją brutalnością. Mało tego, jest z niej dumny. "Dopóki szefowie i kibice Interu będą mnie kochać, mam zamiar faulować" - mówi.
Opinia klauna to z kolei efekt takich scen, jak ta z meczu z Empoli, w którym Marco strzelił samobója z... połowy boiska. Ten gol zapewnił rywalowi utrzymanie. Materazzi strasznie potem rozpaczał, ale tylko przez chwilę. Później przyznał, że jest fanem Empoli.
"OK, Marco to oryginał, który czasem traci nad sobą panowanie. Ale i tak uważam, że jest świetnym piłkarzem" - przekonuje Marcello Lippi. Miniony rok udowodnił, że doświadczony trener ma rację. Materazzi grał znakomicie przez pełne dwanaście miesięcy, nie tylko na mundialu. Przecież dowodzona przez niego defensywa Interu straciła w tym sezonie w Serie A ledwie 15 goli w 18 spotkaniach! Poza tym Włoch strzelił dla zespołu kilka ważnych bramek.
"Zawsze słynął ze skuteczności" - przypomina Lippi. W sezonie 2000/01 Materazzi strzelił dla Perugii dwanaście goli. Żaden inny obrońca w historii włoskiej ekstraklasy nie był tak skuteczny. Włoch trafiał głównie po pięknych strzałach głową (mierzy 193 cm) i w świetnie wykonywanych rzutach wolnych i karnych.
"Można go nie lubić, ale i tak trzeba szanować" - stwierdza były selekcjoner Włochów. "Szkoda tylko, że przed Marco zostało tak niewiele lat gry. "Nie myślę o tym. Wolę cieszyć się chwilą. Jestem popularny w futbolu niczym mój ukochany Mediolan w świecie mody. I to mnie kręci" - podsumowuje Materazzi, bohater (dla jednych pozytywny, dla innych negatywny) 2006 r.
Jedni uważają go za genialnego obrońcę, inni za zwykłego boiskowego chama i brutala. Za to wszyscy zgadzają się co do jednego - Marco Materazzi to najbardziej wyrazista i najciekawsza postać w światowej piłce w roku 2006. Włoski piłkarz twierdzi, że jest tak popularny w futbolu niczym Mediolan w świecie mody - pisze DZIENNIK.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama