Łatwiej zmienić wzrost skoczka czy długość jego nart? W przypadku Adama Małysza odpowiedź na to pozornie banalne pytanie wcale nie jest taka oczywista.
Kiedyś, by nieco naciągnąć przepisy, za pomocą specjalnych masaży udało się powiększy naszego mistrza o centymetr. W tym sezonie w naszej kadrze obowiązują konwencjonalne metody dostosowywania się do regulaminu i tuż przed zbliżającymi się konkursami Pucharu Świata w Zakopanem pojawił się temat awaryjnego skrócenia nart lidera polskiej reprezentacji.

Przed Bożym Narodzeniem Małysz zarządził sobie kilka dni drakońskiej diety. Chciał nieco schudnąć, by w trakcie świąt - mając gdzieś obowiązujące go limity wagowe - do woli objadać się smakołykami. Plan okazał się jednak nie tak sprytny, jak przewidywał skoczek. Zbyt odchudzony miał problemy z utrzymywaniem odpowiednio wysokiej wagi, za co mógł zostać zdyskwalifikowany.

W ubiegłym sezonie z podobnymi problemami borykał się Kamil Stoch. Rozwijał się, rósł i nie zawsze spełniał surowe normy ustanowione przez Międzynarodową Federację Narciarską. Po tym jak został zdyskwalifikowany za niedowagę, ówczesny trener kadry Heinz Kuttin kazał mu podczas Bożego Narodzenia jak najwięcej jeść i przybrać na wadze. "To bardzo męczące i stresujące. Zdarzały mi się i tak drastyczne sytuacje, że przed zawodami musiałem wypić 2 litry wody" - opowiadał wtedy utalentowany zawodnik.

Kłopoty jego bardziej doświadczonego kolegi nie są aż tak poważne, ale aby Małysz nie musiał stresować się kilkudziesięcioma gramami niedowagi, trenerzy zastanawiali się nad skróceniem jego nart. Dzięki nieco zmniejszonej przez to powierzchni nośnej, mógłby być trochę lżejszy.

"Adam ciągle musi pilnować wagi, ponieważ w czasie zawodów zawsze spala mnóstwo energii, lecz dyskwalifikacja albo wlewanie w siebie litrów wody mu nie grozi" -uspokaja drugi trener kadry Łukasz Kruczek. "Sytuację udało się opanować i nart skracać nie będziemy" - dodaje asystent Hannu Lepistoe.

Zaplanowana na sobotę i niedzielę impreza na Wielkiej Krokwi to dla naszej reprezentacji najważniejsze konkursy PŚ w sezonie. Polacy długo mieli nadzieję na nieoficjalne treningi w Zakopanem. Niestety, z powodu trwających do ostatniej chwili prac przygotowawczych nie zostali wpuszczeni na skocznię. We wtorek odwiedzili siłownię, wczoraj przeprowadzili trening motoryczny w hali. Ćwiczyli blisko domów, bo trenerzy nie chcieli ściągać ich do Zakopanego na obóz.

"Lepiej, że spędzili ten czas w spokoju, z rodzinami. PŚ w Zakopanem jest wspaniałą imprezą. Gwarantuje niesamowite przeżycia i niezapomnianą atmosferę. Ale jednocześnie to najtrudniejsze zawody w sezonie. Oczekiwania oraz presja kibiców są ogromne, więc im później chłopcy poczują te nerwy, tym lepiej" - tłumaczy Kruczek.

A brak treningów na Wielkiej Krokwi nie powinien być dla naszych reprezentantów wymówką. W końcu znają ten obiekt doskonale. Szczególnie Małysz, na którego dobry występ liczymy najbardziej. Nigdzie indziej nie stawał na podium tak wiele razy, jak tu (trzykrotnie wygrał, po dwa razy zajmował 2. i 3. miejsce). Równie dobrze pasuje mu tylko skocznia w Oslo, gdzie odniósł najwięcej zwycięstw – 4.