Jak widać poseł Wójcik nie rozumie, że ta decyzja to jedyna droga do oczyszczenia bagna. Nie dociera do niego ogrom zarzutów postawionych działaczom piłkarskim, w tym członkowi zarządu Witowi Żelazko. Zamiast próbować rozgonić skorumpowane towarzystwo albo przeciwstawić się groźbom FIFA, Wójcik zamierza trwonić czas na bezsensowne dyskusje - pisze "Fakt".

Reklama

Minister i kurator muszą się stawić przed prezydium sejmowej komisji o godz. 10.30. Będzie to prawdopodobnie czysto kurtuazyjna wizyta. Niedawno przed komisją musiał tłumaczyć się selekcjoner reprezentacji Polski Leo Beenhakker i był bardzo zdziwiony całą sytuacją. "Byłem zaproszony przez parlament holenderski, który kiedyś udzielał mi wsparcia przed mistrzostwami świata. Byłem także w parlamencie Trynidadu i Tobago, który dziękował mi za prowadzenie drużyny narodowej tego kraju w ostatnich mistrzostwach. Ale jeszcze nigdy nie zdawałem sprawozdania ze swojej pracy" - mówił Beenhakker.

Ale nie powinno dziwić, że poseł woli stać po stronie kanciarzy. Wystarczy przypomnieć, jak zdobywał z Legią mistrzostwo Polski w 1993 roku. Sam przyznawał, że finisz ligi "wymagał" pewnej reżyserii. Nie jest wykluczone, że gdyby prokuratorzy z Wrocławia zainteresowali się tamtymi rozgrywkami, to w areszcie nie byłoby czym oddychać. "Nie rozumiem Janusza. Niech się zajmie swoimi sprawami. Właśnie poddał się dobrowolnie karze za jazdę samochodem na dwóch gazach. A poza tym ta komisja sejmowa nic nie zrobiła, by uporządkować nasz futbol. Wezwanie Lipca i Ruskę przed komisję to włażenie z butami do pościeli" - mówi "Faktowi" Jan Tomaszewski, legendarny bramkarz.

"Fakt" ma dla posła Wójcika radę, by nie wtrącał się do naprawiania polskiego futbolu. Już nikt poważnie nie traktuje człowieka, który pijany jeździ samochodem po torach tramwajowych. A do czego nadaje się komisja kultury fizycznej i sportu udowodniono nam podczas jej wyjazdowego posiedzenia. Towarzystwo tak się rozpiło, że omal jeden z biesiadników się nie utopił! - pisze bulwarówka.

Reklama