Jakie to uczucie wygrać tak ważny mecz?
Wspaniałe, fantastyczne, genialne, no nie do opisania. Ja w to jeszcze nie wierzę, jeszcze to do mnie nie dotarło, że mam już medal mistrzostw świata. Przecież to jest niewiarygodne!
Co zdecydowało, że to wy byliście minimalnie lepsi?
Bardzo dobra obrona, większa wiara w zwycięstwo. Bardziej nam zależało niż Duńczykom na wygraniu tego meczu. Włożyliśmy w to spotkanie znowu wszystko, co mieliśmy. Całe serce i całą duszę. I jesteśmy w finale mistrzostw świata.
Świetnie wytrzymaliście ten mecz psychicznie.
Jesteśmy w tym bardzo mocni. Dobrą robotę robi nasz psycholog, pozytywnie nastawia nas trener Wenta. Poza tym te wszystkie wygrane dotychczas mecze strasznie mocno nas podbudowały. Dlatego takie horrory nas nie przerażają.
Na prawym rozegraniu udanie zastąpił Pana dzisiaj kilka razy młodszy brat.
Bardzo dobrze się rozumiemy z Krzyśkiem. Nasz tata jest z nas bardzo dumny. Niestety, nie mógł przyjechać, nie pozwoliły mu na to obowiązki w pracy.
Przed tym meczem w polskim obozie był szpital. Nie bał się Pan o kondycję zawodników?
Prawdę mówiąc, jak zobaczyłem dzisiaj rano Grześka Tkaczyka i Damiana Wleklaka, to się przestraszyłem. Ale nasz doktor dokonał cudu, bo wszyscy widzieli, jak obaj dzisiaj zagrali. Grałem już w swojej karierze dwie dogrywki, ale muszę przyznać, że tak zmęczony jak dzisiaj, nie byłem jeszcze nigdy w życiu.
Jak będziecie świętować awans do finału?
Nie będziemy świętować. Nie ma na to czasu ani możliwości. Zaraz wracamy do hotelu i do późnych godzin nocnych będziemy pracować z lekarzem i masażystami nad przywróceniem nas do formy. Poza tym jeszcze nie osiągnęliśmy głównego celu. Przed nami finał i też zamierzamy go wygrać.
O której Pan dzisiaj zaśnie po tych emocjach?
Nie wiem, czy w ogóle zasnę.